Philips 27M1F5800 – Recenzja monitora gamingowego

Podziel się z innymi!

Facebook
Twitter
Email
Reddit
WhatsApp

Monitor monitorowi nierówny. Jeden tańszy, większy, drugi mniejszy, z inną matrycą, rozdzielczością czy odświeżaniem. Parametrów jest naprawdę dużo, aż w końcu nie wiadomo, co faktycznie jest dobrym wyborem. Dziś na tapet bierzemy monitor Philips 27M1F5800.

W dzisiejszych czasach wybór nowego monitora to wcale niełatwe zadanie. Zwłaszcza, gdy mówimy o produkcie, który ma nam posłużyć do gier. Fajnie w końcu by było zakupić coś przyszłościowego i na lata, tak by wykorzystać to, co oferują nie tylko obecne konsole, ale i te przyszłe.

Na półkach sklepowych wybór jest przeogromny. Tak samo ich podział, bowiem ceny są bardzo różne, tak samo producenci, rozdzielczości, rodzaje matrycy, ilość klatek na sekundę, magicznie brzmiące funkcje czy tez tryby. Jest tego od groma.

Oczywiście, dla niedzielnego gracza i codziennego, luźnego użytku w większości przypadków zdecydowanie wystarczy ekran Full HD. Jednak chcąc czegoś więcej, można sięgnąć po na przykład recenzowany dziś 27 calowy Philips 27M1F5800, znany tez jako Momentum 5000.

 Philips 27M1F5800

Jeżeli chodzi o jego specyfikację, to ten zaoferuje nam rozdzielczość 4K UHD na matrycy Nano IPS, 144 klatek na sekundę w przypadku PC (do 120 klatek w zależności od modelu konsoli), HDR czy VRR. Wszystko to oczywiście ma swoją, niemałą cenę, oscylującą w okolicach 3100 złotych. Jak to wszystko jednak sprawdza się w praktyce i czy warto wyłożyć w tym przypadku takie pieniądze? O tym mogłem się przekonać osobiście przez ostatnie kilkanaście dni.

Prywatnie na co dzień korzystam z również 27 calowego Samsunga, który generalnie do dziś działa bez zarzutów, jednak z biegiem czasu po latach jego jedyną zaletą stała się nieco wyższa rozdzielczość QHD (2560 × 1440). Nie ma tu żadnego HDR’a czy dodatkowych gamingowych funkcji. Ot taki całkiem zwykły monitor.

Philips 27M1F5800

Chociaż dodatkowych cali nigdy mało, tak tym razem dobrze się złożyło, że mówimy o monitorze w tych samych wymiarach, co pozwoliło mi lepiej się wczuć w to, co oddaje obraz niż odciągać uwagę większą matrycą. Można więc powiedzieć, że zestawienie obu jest bardziej bezpośrednie, bo zmienia się praktycznie jedynie jakość wyświetlanego obrazu.

Bierzmy się jednak do roboty, bo przecież monitor sam się nie rozpakuje i nie podłączy. Tu całe szczęście Philips ma to bardzo fajnie opatentowane. Pudło zostało podzielone na dwie komory. W pierwszej z nich znajdziemy niezbędne przewody wraz z ogromnym jak cegła zasilaczem. Serio jest ogromny!

Philips 27M1F5800

Umieszczono tu także oba elementy solidnej, stalowej podstawy. Te złączymy ze sobą za pomocą załączonej śruby, którą dzięki specjalnemu haczykowi wkręcimy ręcznie bez użycia jakichkolwiek narzędzi. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak zawiesić na tym to, co najważniejsze, czyli nasz ekran. Ten czeka już w drugiej komorze.

Philips 27M1F5800

Zawieszenie go na uchwycie jest dziecinnie proste, gdyż jedyne co musimy zrobić, to wsunąć uchwyt podstawy w monitor do momentu, w którym usłyszymy kliknięcie. To wszystko. No prawie wszystko, jeszcze tylko ogarnąć przewody i jesteśmy gotowi rozpocząć zabawę. Dzięki temu, że wszystkie złącza HDMI są w tym samym standardzie (2.1), nie musimy się głowić co i gdzie podłączyć. Nie ma to żadnego znaczenia.

Philips 27M1F5800

Zestaw gier, które katowałem w ostatnim czasie jest niemalże klasyczny, jak w przypadku ostatnich testów, jednak zaszły drobne zmiany. Oczywiście nie zabrakło Forzy Horiozn 5, Sea of Thieves, jednak poprzednie Warzone zastąpiło te nowe. Całkiem mocno wciągnąłem się także w dostępny w EA Play i Xbox Game Pass Ultimate Battlefield 2042. Fajnie odpręża po dniu w pracy.

Idąc po kolei, w Forzie Horizon 5 prócz rzecz jasna jak zawsze świetnej grafiki, pierwsze skrzypce tak naprawdę grał porażający HDR. Żółta karoseria mojego Dodge SRT Viper GTS na 10-cio lecie gry w słonecznym Meksyku aż wypalała oczy. Tutaj jeżeli o ten tryb obrazu chodzi, to mamy do wyboru kilka gotowych konfiguracji oraz miejsce na jedną własną. I szczerze mówiąc, w tym tytule miałem problem z trafieniem w ten najlepszy.

Philips 27M1F5800

Domyślny był zbyt intensywny, jeszcze inny zbyt blady, kolejny uciekający jeszcze w inną stronę. Brakował mi tu czegoś pomiędzy. Niewątpliwie dużo też zależy od tego, czy będziemy grać w dzień, czy też w pomieszczeniu zaciemnionym. To ma istotny wpływ na postrzegany przez nas obraz. Finalnie pozostałem jednak przy tym pierwszym, a po kilkunastu minutach można było przyzwyczaić oko. To też niewątpliwie kwestia przeskoku względem tego, co miałem do tej pory ze swoim sprzętem, którego maksymalne jasności są na poziomie starych ekranów kineskopowych.

I tak, różnica między ekranami (moim Samsmungiem a tym dziś recenzowanym) pod tym względem jest piorunująca. Zwłaszcza jeśli powiemy o detalach w czerniach i bielach. Błyskawicznie odczułem to w Sea of Thieves. Najmocniej tak naprawdę krótko po tym, gdy z wielkim bólem spakowałem już Philipsa dla kuriera i odpaliłem SoT’a na swoim prywatnym monitorze. Choć tego nie lubię, to tym razem dobrze się złożyło, że swój rejs zacząłem w nocy. Ciemność totalna ciemność, centrum mojego i tak już nieco oświetlonego statku to czarna plama.

Philips 27M1F5800

Nie widać totalnie nic. Poruszanie się i zrazem cała rozgrywka stała się mniej wygodna. Problem ten nie miał miejsca w przypadku Philipsa 27M1F5800 z HDR’em, gdzie w tych samych sytuacjach problem totalnie nie istniał. W ciemnych obszarach można było dostrzec to, co tam jest i to co widzieć według producentów gry powinniśmy. Nadal ewidentnie było ciemno, ale byłem w stanie dostrzec czy na statku stoją jakieś skrzynie ze skarbami, czy tez może niczego nie ma. To wszystko tak naprawdę przekładało się na całość – wodę, niebo, jaskinie.

Philips 27M1F5800

To samo odnosi się do strzelanek, kiedy to skamuflowani wrodzy skrywają się w zaroślach. Dzięki szerokiej palecie barw łatwiej jest dostrzec wyróżniające się barwy i odcienie. Szczególnie się to sprawdza w takim Warzone, gdzie nierzadko eliminujemy drobne cele z ogromnych odległości. Tak jak jednak mówiłem, mankamentem pozostaje dla mnie trudność dobrania sobie idealnego trybu. Dokuczliwe było dla mnie także dosyć długie przełączanie się z sygnału SDR na HDR. Nie działo się to natychmiastowo, a matryca potrzebowała każdorazowo kilku sekund by się przełączyć, oddając w efekcie czarny ekran. Utrudniał to życie, jak na chwilę potrzebowałem wyjść z gry do dashboardu czy do niej wrócić, akcja się toczyła (zwłaszcza w multi) a ja nie mogłem nic przez te kilka cennych sekund zrobić.

Philips 27M1F5800

Reasumując więc HDR w tym monitorze robi bardzo dobrą robotę, czego niestety nie jestem w stanie oddać Wam tego zdjęciami, bo jest to zwyczajnie technicznie niemożliwe. Trzeba to zobaczyć bezpośrednio na własne oczy. Także jeżeli jakkolwiek kiedyś zastanawialiście się, czy ten cały HDR jest czegoś wart, to po tym przykładzie jak i swoim ogólnym doświadczeniu zdecydowanie mogę odpowiedzieć, że tak. Oczywiście, należy wziąć nakładkę na to, że jedno urządzenie wspierające ten standard może być daleko od drugiego. To przede wszystkim leży u tego, jakie maksymalne jasności jest w stanie oddać nasz ekran.

Philips 27M1F5800

Jednak HDR to nadal nie wszystko. W wspieranych grach na konsoli Xbox Series X wyciśniemy do 120 klatek na sekundę. I tutaj doszedłem do momentu, w którym możliwości monitora przewyższają to, co może konsola. Idealnym przykładem ponownie będzie morze piratów.

Miałem niemały dylemat, czy grać w trybie 60 klatek przy rozdzielczości UHD, czy może jednak 120 kosztem Full HD. I mimo tego, że 60 fps to już całkiem fajny i płynny wynik, tak przy przejściu na 120 ta płynność zdecydowanie zauważalnie rosła, tym bardziej, że zdarza mi się w ten tytuł pogrywać na myszce. Jednak tu pojawiał się już problem grafiki, oprócz czterokrotnie niższej rozdzielczości spadały też detale. Takie jak słabsze cienie, krótsze rysowanie, gorsze wygładzanie krawędzi, detale i tak dalej.

Siedząc jeszcze bezpośrednio przed wyświetlaczem mocno to widać. Oczywiście to wszystko jest podyktowane ograniczonymi możliwościami konsoli, które ten monitor w pełni i z dużym zapasem zaspakaja. Do tak pełnego jego wykorzystania przydałby się mocarny PC, gdzie tutaj moglibyśmy jeszcze pójść parę kroków dalej, do 144 klatek na sekundę, co jednak byłoby niesamowicie kosztowną zabawą. Jeżeli chodzi o ogólną płynność, to przede wszystkim w grach które mają z nią problem, czeka VRR. Ten stara wyrównać wszelkie spadki, czyniąc animację gładszą i przyjemniejszą dla oczu, dzięki temu te się mniej męczą.

Z dodatkowych możliwości i bajerów przygotowano funkcję Crosshair, która pozwala wyświetlić celownik na środku ekranu. Mega fajnie i przydatna rzecz do gier, które go nie posiadają. Jasne, co do zasady, gdy gra nie ma celownika, to nie ma go celowo. Możemy więc sobie tym sposobem sprytnie ułatwić rozgrywkę i osiągnąć przewagę nad rywalem. I też jak najbardziej najuczciwiej byłoby używać tego dodatku jedynie w grach singleplayer.

Philips 27M1F5800

Nie mogło też zabraknąć trybu ochrony oczu, który stłumia kolory i ogranicza światło niebieskie w czterech poziomach do wyboru. To coraz częściej spotykanie rozwiązanie, mimo to nadal bardzo ważne i przydatne dla osób długo pracujących przy ekranie, szczególnie do późnych godzin. Zaś dla osób lubiących wielozadaniowość czeka tryb PBP (picture by piciture), który pozowała wyświetlić sygnały z obu wejść obok siebie jednocześnie. a więc możemy dla przykładu grać a obok oglądać mecz. Fajnie, że nadal wyświetlane obrazu mają wysoką rozdzielczość, dzięki czemu po zmniejszeniu robią się jeszcze ładniejsze. Szkoda tylko, że zabrakło tu trybu PIP (picture in picture), którego zwolennikiem jestem. Jego różnicą jest to, że nie wyświetla obrazów obok siebie, a jeden na drugim, w wybranym przez nas rogu ekranu. Uważam, że przy 27 calach takie rozwiązanie mogłoby się okazać bardzo praktyczne. Zabrakło tutaj wyboru. Sam interface monitora to charakterystyczny dla Philips EasySelect, którego obsługa nie powinna sprawić nikomu żadnych problemów, szczególnie gdy mieliście z nim już wcześniejszy kontakt.

Philips 27M1F5800

Plusem są też niewątpliwie udostępnione porty USB (v. 3.2), dzięki którym możemy wykorzystać monitor jako swego rodzaju hub, czy też podłączyć akcesoria o krótszych przewodach. Choć krótsze przewody tutaj nie były dla mnie problemem, tak nim były, gdy testowałem większy, 32 calowy Philips Momentum 32M1N5800A. Jak widzicie na zdjęciach używam lampki Xiaomi Mi Computer Monitor Light Bar, która jest zamontowana do górnej krawędzi ekranu. Przy 32 calach jej przewód okazywał się zbyt krótki by podłączyć go do zasilacza, tak też bez problemu wykorzystałem wtedy port USB z tyłu monitora, co rozwiązywał sprawę całkowicie.

Philips 27M1F5800

Samo wykonanie urządzenia także wysoko stawia poprzeczkę. Podstawa jest solidna, monitor choć pokryty już plastikiem, to takim, który jest dobrze spasowany i nie trzeszczy, nie daje uczucia taniości. Regulacja położenia ekranu daje nam pełen PIVOT. Spor zakres ruchu góra – dół, pod kątami. Wspaniała sprawa. Na minus wskazałbym tylko brak jakiegoś kliku, gdy ekran znajduje się w idealnie poziomej pozycji, będąc idealnie na wprost. Czasami nieco trudno było wyłapać ten moment, gdy chciało się coś poprawić czy na chwilę zmienić. Same złącza ułożóne są typowo dla większości monitorów tej marki – z tyłu obudowy skierowane w dół.

Philips 27M1F5800

Abstrahując od ceny, która dla każdego będzie ograniczeniem na innym poziomie, mogę taki monitor z czystym sumieniem polecić każdemu. Każdemu, kto chce z konsoli wycisnąć wszystko, a od obrazu oczekuje czegoś więcej. Philips 27M1F5800 powinien sprawdzić się tu doskonale i zdać test. Warto jednak pamiętać, że ten głównie skupia się na tym, co najważniejsze – czyli na obrazie. Nie uświadczycie tu żadnego Ambilight czy bardziej w tym przypadku Ambiglow, wbudowanych głośników, smart systemu czy aplikacji.

Dziękujemy za użyczenie sprzętu na czas testów!

Plusy

  • HDR robi robotę
  • Ogólna jakość obrazu
  • Porty HDMI w wersji 2.1
  • Rozdzieczlośc UHD
  • Obsługa do 144 klatek na sekundę
  • Pełny PIVOT

Minusy

  • HDR robi robotę, ale przygotowane tryby są przestrzelone
  • Brak wbudowanych głośników
  • Szkoda, że w tej cenie zabrakło Ambiglow
8,5

 

Autor wpisu:

Piotr Dudek

Piotr Dudek

Człowiek i gracz. Od wielu lat gram na konsolach Microsoftu. Moją pierwszą był Xbox 360 w zestawie z Forza Motorsport 3. Jestem  fanem 4K na dużym ekranie.  Od 8 lat jestem w programie Xbox Insider, o którym często też tu piszę. GT: Marianek9.

Promocje Xbox od CDKeys

Najnowsze wpisy, które warto zobaczyć: