Microsoft Flight Simulator 2020 – pierwsze wrażenia
Jak dostałem propozycję napisania pierwszych wrażeń z latania najnowszym symulatorem ze stajni Microsoft, dwa razy się nie zastanawiałem. Od wydania ostatniej części symulatora od MS, minęło już trochę czasu, a w tym czasie przesiadłem się z latania w MSFS na X-Plane 11.
Kiedy widziałem zdjęcia z zapowiedzi najnowszej części Flight Simulator oniemiałem, piękna szczegółowa grafika, zadbane lokalizacje, niemalże odzwierciedlone 1:1 ze światem rzeczywistym, wiedziałem, że muszę go mieć.
Dziś zapraszam, na krótkie, pierwsze wrażenia po odbyciu kilku lotów w nowym Microsoft Flight Simulator 2020!
Bo ja latać chcę!
Wita nas piękne menu, gdzie mamy do wyboru kilka opcji. Począwszy od dowolnego lotu, który możemy sami zaplanować, poprzez szkółkę lotniczą, a na wydarzeniach społecznościowych skończywszy. Te ostatnie, z racji świeżej gry, nie są jeszcze w zasadzie funkcjonujące.
Wybrałem możliwość zaplanowania własnego lotu. Można wybrać lotnisko odlotu i przylotu, model samolotu (na dzień dzisiejszy jest ich 30, z czego pasażerskich są tylko 3 – 747, 787 i A320 Neo – trochę MAŁO, reszta to samoloty śmigłowe jak np. Cessna 152 czy turbośmigłowe jak Beechcraft King Air 350I), czy lecimy według zasad VFR (Visual Flight Rules) czy IFR (Instrument Flight Rules). W zależności od tego co wybierzemy, możemy w zadany sposób zaplanować trasę tj. wybrać czy lecimy przy wysokich czy niskich pułapach, ścieżkę podejścia (automatyczne podejście, ręczne, czy według ILS), możemy również wybrać kluczowe punkty nawigacyjne na trasie (radiolatarnie), pas z którego startujemy, oraz ten, na którym będziemy lądowali.
Do tego ustalimy godzinę startu, pogodę, stopień zatankowania i załadowania samolotu, wyliczyć jego wyważenie, wybrać czy mamy jakieś usterki w trakcie lotu, a na koniec zadecydujemy, czy chcemy aby lot rozpoczął się już na pasie startowym z uruchomionym silnikiem. Możemy też zrobić to sami pod terminalem, a co za tym idzie, zamówić wypchnięcie spod niego i kołować na pas z zachowaniem wszystkich zasad komunikacyjnych oraz nawigacyjnych.
Tak Flight Simulator 2020 umożliwia komunikację z wieżą, którą steruje AI i ubieganie się o pozwolenie na kołowanie, start, lądowanie i tak dalej. Na koniec możemy wybrać, czy lot zakończy się w momencie wylądowania na pasie i zatrzymania maszyny, czy jednak chcemy mieć obraz pełnej symulacji i lot kończy się w momencie kołowania na konkretne miejsce pod terminalem na lotnisku docelowym.
W trakcie lotu możemy ustawić, aby odzwierciedlany był prawdziwy ruch lotniczy! Czyli przelatują obok nas samoloty, które dokładnie w tym samym momencie są w powietrzu w rzeczywistości! Jest to szalenie imponujące i dodaje smaczku całej symulacji. Oczywiście, wieże kontroli lotów, którymi steruje AI, odpowiednio wydają polecenia aby obniżyć pułap, zwiększyć pułap, czy pytają o raport z lotu czy widzimy samolot przelatujący obok nas, po każdym takim poleceniu wieża kontroli oczekuje potwierdzenia, a jak go nie otrzyma, to tak jak w rzeczywistości, przypomina o sobie, aż do skutku (zakładamy, że nikt nie będzie realizował dziwnych scenariuszy podczas latania, dlatego na dzień dzisiejszy gra nie przerywa się po jakimś dłuższym czasie nie odpowiadania wieży).
No to lecimy!
Jak już przebrniemy przez konfigurację i uruchomimy samolot, możemy lecieć. Dla kogoś kto jest fanem symulatorów, to jest niezwykła frajda! Kokpity są odwzorowane bardzo dobrze, ale z pewnymi mankamentami – o czym później. Ja w trakcie lotu korzystałem z pada do Xboksa One i latało się przyjemnie, a wibracje pada odwzorowywały te z wolanta w samolocie, zarówno w trakcie kołowania (nierówności na pasie), lotu jak na przykład przy przeciążeniu (wolant wtedy mocno wibruje, pad również) czy w trakcie lądowania. Na padzie lata się dobrze – jednak wiadomo, dedykowane kontrolery do latania są znacznie lepsze, aczkolwiek sporo czynności i tak trzeba wykonać na klawiaturze czy przy korzystaniu z myszki i wyklikiwaniu pewnych rzeczy w kokpicie.
Widoki są cudowne, naprawdę widać, że Microsoft się mocno postarał, wszystko wygląda obłędnie, mimo iż z racji wieku mojego PC, nie byłem w stanie grać na najwyższych ustawieniach, to nawet przy średnich ustawieniach, gra wygląda imponująco – tym bardziej zastanawia mnie jak będzie wyglądać na Xbox Series X.
Pierwsze wrażenia z lotu są fantastyczne, naprawdę można poczuć się jak za sterami samolotu, a jak posiadamy do tego odpowiednie kontrolery, to mamy pełnię szczęścia symulatorów lotu w domu.
Dźwięk samolotu, funkcjonowanie kokpitu czy możliwości ustawień są odwzorowane niemalże 1:1 w stosunku do rzeczywistości, aczkolwiek jest kilka „ale”, o tym poniżej.
Twarde lądowanie
Mimo całej swojej ślicznej oprawy graficznej, najnowszy Flight Simulator ma pewne niedociągnięcia.
Zaczynimy od możliwości ustawień. X-Plane daje znacznie większe możliwości konfiguracji (co też nie powinno dziwić z racji charakterystyki samego produktu, a sama firma stojąca z X-Plane produkuje również oprogramowania do szkolenia prawdziwych pilotów), w samym symulatorze możemy swobodnie wprowadzać dane do FMC (Flight Management Control), w Microsoft Flight Simulator 2020 możemy co prawda wyklikać kilka rzeczy, ale nie wszystko jest aktywne i na dzień dzisiejszy nie możemy importować planu lot zrobionego np. w serwisie SimBrief.com – lecz podejrzewam, że z czasem to się zmieni, oby…
X-Plane daje nam możliwość nie tylko zaplanowania lotu w samym symulatorze, ale też umożliwia import takiego planu „spoza” symulatora tj. wrzucamy go do odpowiedniego folderu i w FMC w samym symulatorze możemy taki plan zaimportować wyklikując odpowiednie opcje, innymi słowy FMC w MS Flight Simulator działa w 80% jak rzeczywisty, a w X-Plane w 99%. Jednakże przed lotem w MSFS 2020 mamy dosyć zaawansowany flight planner, który być może ma zastąpić opcję importu z zewnątrz, ale zobaczymy z czasem.
To samo tyczy się kokpitu, sporo przełączników w kokpicie w MSFS 2020 jest nieaktywnych, po najechaniu na nie myszką widzimy komunikat informujący o tym, że jest to przełącznik, który nie funkcjonuje, albo żadnego komunikatu nie widzimy i nic zrobić nie możemy. W przypadku X-Plane takich rzeczy nie mamy, a po pobraniu dodatkowych samolotów do symulatora, znajdziemy modele, które są konfigurowalne dosłownie tak jak rzeczywiste egzemplarze i działa w nich dosłownie każdy przełącznik.
Drugą rzeczą, która jest dużą łyżką dziegciu to grafika, tak grafika, a raczej jej wymagania. Jeżeli chcemy zobaczyć grę tak jak ona powinna wyglądać, to nasz PC musi być naprawdę mocny, kilku letnie komputery mogą mieć problemy i łapać zadyszkę, niestety. W związku z tym pewnie spora część osób, która będzie zainteresowana najnowszym symulatorem od MS, a posiadająca Xboxa i PC, zdecyduje się na zakup wersji na konsolę, gdy ta tylko się pojawi.
Kolejnym „ale” jest odwzorowanie terenu. Mianowicie tak jak Nowy Jork, Los Angeles czy np. Seattle są odwzorowane wspaniale, tak np. Warszawa… No cóż, powiedzmy, że znośnie, ale pozostawia pewien niedosyt, ale mam nadzieję, że Microsoft aktualizacjami to zmieni, albo dopuści zewnętrznych twórców do wydawania pakietów skórek związanych z miastami i lotniskami, aby można było mieć niemalże każde miasto odwzorowane 1:1. Ku jasności, nie jest brzydko, ale powiedzmy, że mało starannie.
I na koniec… Cena… Niestety MS Flight Simulator tanią grą nie jest. Ale do rzeczy. Występuję on w trzech wersjach:
– Standard;
– Deluxe;
– Premium;
Które kolejno kosztują: 259.99 PLN, 339.99 PLN, 519.99 PLN.
Jak widać tanio nie jest. Pocieszeniem jest fakt, że dla posiadaczy Xbox Game Pass wersja Standard będzie dostępna w ramach abonamentu.
Clear for takeoff!
Mimo kilku wad, które mam nadzieję, że uda się poprawić (szczególnie jeżeli chodzi o ilość samolotów, które już są w grze, bo to, że będą do pobrania dodatkowe, robione przez niezależnych deweloperów, dla osób posiadających PC, to jestem więcej niż pewien, co innego z konsolami) oraz miejscowymi ograniczeniami jak np. niedziałające przełączniki, uważam moje pierwsze kilka godzin z Microsoft Flight Simulator za bardzo udane.
Te kilka „ale”, nie ochłodziło moich chęci poznania tej gry i latania dalej, wręcz przeciwnie, jestem ciekaw interakcji tego symulatora z dedykowanymi kontrolerami oraz tego jak on będzie wyglądał na Xbox Series X.
Jest to piękna gra i fantastyczny początek przygody, przygody, którą opiszę w pełnej recenzji za jakiś czas!
A tym czasem życzę tyle samo startów co lądowań, bo wylecieć możecie już jutro 🙂