Thrustmaster T.Flight Hotas One. Latamy w przestworzach. Recenzja.

Podziel się z innymi!

Facebook
Twitter
Email
Reddit
WhatsApp

Zająć miejsca, zapiąć pasy. Rozpoczynamy lot do Seattle. Pilot zasiadł za sterami Thrustmaster Joystick T.Flight Hotas One i ogłasza gotowość do odlotu. Czy będzie to spokojny i gładki lot bez przeszkód? To postaram się Wam pokazać w tym tekście.

Z dużą niecierpliwością i niemałą zazdrością patrzyłem na kolegów, którzy już od dłuższego czasu latali wirtualnymi skrzydlatymi maszynami na komputerach. Ja ze względu na swój, lekko mówiąc, słaby pecet zmuszony byłem obejść się smakiem i wyczekać na premierę wydania konsolowego. Finalnie nadszedł ten wielki dzień.

Już po pierwszych dwóch czy trzech dniach spędzonych przy tym tytule z kontrolerem w dłoni, byłem pewien, że chcę i potrzebuję czegoś więcej. Wiedziałem, że do pełni szczęścia brakuje mi jakiegoś steru, który pozwoli jeszcze bardziej wczuć się w to, co dzieje się na ekranie. Zdawałem sobie jednak sprawę, że nie są to tanie rzeczy, a za coś naprawdę extra trzeba naszykować dobrego tysiaka. Stwierdziłem, że jak na sam początek to zbyt dużo i że muszę zejść na niższy pułap, jeśli w ogóle mam o czymś takim myśleć.

Z pomocą nadszedł Thrustmaster i jego T.Flight Hotas One. Ten, w podstawowym zestawie zapewnia ster oraz wolant, który pozwoli nadać mocy naszej maszynie. I tutaj jeżeli chodzi o cenę jest naprawdę przyzwoicie. Zestaw ten kupicie bowiem za 400 złotych w cenie regularnej. Co jest już znacznie bardziej przystępnym wariantem, niż te przywołane przeze mnie powyżej. Co ważne, udało mi się załapać na okazję i wyhaczyć promocję zbijająca cenę do 350, a słyszałem tez o jeszcze nieco lepszych możliwościach. Warto jest więc przed ewentualnym zakupem się rozejrzeć, niczym dyspozytor w wieży kontrolnej lotu.

Mamy więc tu do czynienia z najtańszym takim urządzeniem dla konsol Xbox One, Xbox Series X|S a także zarazem PC. Czy niska cena oznacza także niskolotną jakość i możliwości? Wcale nie, osobiście uznaję zakup za może nie odlotowy, ale jak najbardziej udany i już zabieram się do tłumaczenia dlaczego.

Unboxing

Zacznijmy od samego początku. Pudełko w przejrzysty sposób przedstawia nam zawartość opakowania, a także informuje o możliwości zakupu opcjonalnych pedałów. Tutaj już cena nie jest tak przyjazna. Dlatego też je sobie na razie odpuściłem, a ich rolę w pełni przejmuje mechanizm wolantu który obsługujemy ręcznie. Dodatkowo na opakowaniu znajdziecie znaczek Designed for Xbox, który gwarantuje spełnienie odpowiednich standardów i pełnej kompatybilności, o czym też odrobinę nieco dalej napiszę.

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Całość została sztywnie i bezpiecznie zapakowana w dwie styropianowe formy zapewniające odpowiednie zabezpieczenie. Fajnie, że zrezygnowano z owijania urządzeń dodatkową folią, a także pominięto plik papierowych świstków i całej papierologii, zastępując to wszystko jedną, nieco większą kartką z podstawowymi informacjami oraz adresami internetowymi zawierającymi pełne instrukcje do pobrania. I na tym się kończy to, co znajdziemy w środku. Lećm.. chodźmy więc dalej i przyjrzyjmy się temu wszystkiemu z bliska.

Prezencja

Na pierwszy rzut oka widzimy, że zestaw prezentuje się dobrze, elementy są spasowane w sposób poprawny, dzięki czemu wszystko jest dokładnie na swoim miejscu i nic nie trzeszczy i nie lata. W oczy rzuca się całkiem pokaźna liczba przycisków (ale i tak nadal zdecydowanie zbyt mała, żeby pomieścić wszystkie funkcje, jakie oferuje gra). Zarówno wolant jak i przepustnica zostały podzielone fizycznie na dwa oddzielne elementy. Te możemy ze sobą połączyć za pomocą klucza imbulsowego załączonego w zestawie jak i pozostawić rozdzielnie. Tym samym zachowamy znacznie większą swobodę i dogodne ulokowanie elementów na wynoszącym 50 centymetrów przewodzie pomiędzy sterem a przepustnicą. W razie potrzeby nadmiar można zwinąć i ukryć w specjalnie przeznaczonym do tego kanaliku. Z kolei przewód idący już do samej konsoli wynosi około dwa metry. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by dokupić jakikolwiek dłuższy przedłużacz przewodu USB. Ale nie oszukujmy się – te dwa metry powinny spokojnie wystarczyć.

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Jeżeli miałbym się tu do czegoś przyczepić, to byłoby to, że nie przewidziano tu nieco bardziej szybszego i intuicyjnego schematu łączenia elementów zestawu. Każdorazowo musimy zwinąć cały przewód, wypiąć klucz ukryty we spodzie urządzenia (a ten trzyma się naprawdę mocno, momentami obawiałem się wręcz że wyłamię zatrzaski w trakcji jego wyciągania). Dalej czeka nas jeszcze odkręcenie dwóch śrub, zespolenie ze sobą elementów i ponowne ich skręcenie plus schowanie klucza.

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Jest z tym odrobina zabawy i myślę, że spokojnie można było zaprojektować to inaczej i wszystko to uprościć. Na szczęście jest to tylko czynność, która raczej przyjdzie nam wykonać raz na jakiś czas, o ile nie wcale.

No to lecimy!

Jak to na konsoli bywa, możemy zapomnieć o instalowaniu jakichkolwiek sterowników czy dodatkowego oprogramowania. Thrustmaster T.Flight Hotas One działa w trybie plug and play. Oznacza to, że jest gotowy od razu po podłączeniu. Nie musimy go nawet w żaden sposób kalibrować. Jeżeli mamy już minimum obycia z pilotowaniem wirtualnego samolotu (choćby na padzie), to bez problemu damy sobie dalej ze wszystkim radę. Pozostanie kwestia przyzwyczajenia, a szybko dostrzeżemy, że wzniesiemy naszą rozgrywkę na jeszcze wyższy poziom. Przepustnica bardzo dokładnie reaguje na wydawane polecenia, wiernie przenosząc je na grę. Jej minusem może być jednak drobne niedociągnięcie w postaci opadania dźwigni przy samym początku oraz końcu, jednak w zupełności nie daje się to odczuć w trakcie lotu, bowiem na takich mocach zwyczajnie się nie lata, a gdy na ich operujemy, trzymamy dźwignię w dłoni. Plusem natomiast będzie wyczuwalny skok, sygnalizujący kiedy osiągniemy próg 50% mocy bez spoglądania na aparaturę wewnątrz kokpitu.

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Nadrukowany wskaźnik mocy dodaje nieco estetyki i pozwala jeszcze lepiej odzwierciedlić zadane obroty silników. Plastikowy uchwyt jest tak wyprofilowany, by bardzo wygodnie leżał w dłoni osoby praworęcznej. W tylnej części pod palcami ulokowano regulacje trimowania samolotu, zaś zaraz obok dwa guziki służące do regulacji ułożenia klap, które pozwalają zwiększyć opór powietrza, zwolnić i pomóc wyhamować maszynę w trakcie lądowania.

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Z kolei z boku, tuż pod kciukiem odnajdziemy doskonale znane z kontrolera klawisze X, Y, A i B. Idąc dalej, u podstawy elementu umieszczono jeszcze trzy kolejne klawisze. Wszystko jest tu więc dostępne w wygodny i intuicyjny sposób. Problemem jednak na ten moment jest złe rozpoznawanie klawiszy przez grę. Dla przykładu, gdy Microsoft Flight Simulator podpowie nam, ze musimy na przykład wcisnąć B2 by rozpocząć hamowanie, tak naprawdę będziemy musieli wcisnąć B. Na szczęście rzeczywistych kombinacji można bardzo szybko się nauczyć na pamięć. Jednakże co najważniejsze, zarówno twórcy gry jak i Thrustmaster zajmują się już oficjalnym rozwiązaniem tego problemu co niestety zdaje się już przeciągać (na moment pisania tego tekstu). Być może jak czytacie ten tekst, to ta kwestia jest już jedynie przeszłością. Niemniej, klawisze jak najbardziej możecie dowolnie programować w ustawieniach gry.

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Thrustmaster Hotas One

Thrustmaster T.Flight Hotas One

Gdy już wiemy, jak sprawuje się przepustnica, możemy rzucić okiem na ster. Ten będzie odpowiadał za to, w którym kierunku i na jakiej wysokości poruszać się będzie nasz samolot. Niczym joystick z Atari odchylimy go na boki oraz przód i tył poruszając tym samym łopatkami na skrzydłach. Obrócimy go także wokół jego własnej osi. Taki zabieg pozwoli wpłynąć już nie na łopatki, a na ster znajdujący się na ogonie samolotu, zastępując przy tym opcjonalne pedały. Mamy więc pełną kontrolę w jednej ręce. Tutaj podobnie jak na przepustnicy umieszczono kilka klawiszy, w tym znane z pada logo Xbox, start i view. Jednak robiącym najwięcej roboty jest kierunkowy przycisk, dający się delikatnie przesunąć w czterech kierunkach. To dzięki jego pomocy będziemy mogli rozglądać się na boki, a nawet w szybki i bardzo komfortowy sposób zrobić dokładne i automatyczne zbliżenie na poszczególne obszary i ekrany pokładowe, wygodnie się tez między nimi przełączając. Zintegrowano to naprawdę fantastycznie i sprawuje się o niebo lepiej niż na padzie. Sami zobaczcie jak dobrze to działa w praktyce:

Co istotne od spodu przyrządu oprócz schowka na klucz imbulsowy znajdziecie także pokrętło. Te pozwoli na regulację oporu, jaki będzie nam stawiać wolant. Bardzo fajna możliwość, jak na sprzęt z tej półki cenowej. Na minus tutaj zaliczyłbym jedynie zbyt luźno wykonany ząbek w kanaliku na przewód. Być może jest to tylko drobny problem z moim egzemplarzem, jednak kabel nie chce mi na stałe w ten kanał wskoczyć i ciągle z niego się wypina przy każdym przenoszeniu sprzętu. Musze go więc przy każdej sytuacji poprawić tak, by wszystko równo stało i nie przyciąć kabla.

Thrustmaster Hotas One

U podstawy nie zapomniano także o gumowych podkładkach zapewniających stabilność, oraz gwintach pozwalających przykręcić zestaw do większości dostępnych na rynku standów, na przykład tych do kierownic. Drobnym minusem może być jednak brak gumowych podkładek, które mogłoby się sprawdzić na niektórych nawierzchniach. Jak widzicie na zdjęciach, ja akurat posiadam dużą podkładkę pod mysz, na której to wszystko sobie ustawiłem. Nie miałem więc tutaj absolutnie żadnych problemów.

Ogólne wrażenia

Z Thrustmaster T.Flight Hotas One spędziłem już naprawdę dużo czasu, wylatując wiele dni. Loty na nim to znacznie większa przyjemność, komfort ale i precyzja niż na kontrolerze. Mogę wygodnie usiąść w fotelu, ustawić sobie wszystko w dogodny sposób na biurku tak, by nie męczyć dłoni i udać się na długi lot. To także znacznie lepsza immersja i frajda z prowadzenie w ten sposób samolotu.

Tymczasem dyspozytor wydał mi właśnie zgodę na kołowanie do pasa startowego. Do zobaczenia w przestworzach!

Plusy

  • Wykonanie
  • Działa z konsolą Xbox oraz z PC
  • Możliwość połączenia i rozłączenia elementów
  • Dobrze wyprofilowanie komponentów
  • Gwinty pozwalające na montaż do standów
  • Regulacja oporu joysticka
  • Długość okablowania
  • Cena podstawowego zestawu

Minusy

  • Przeciągająca się aktualizacja poprawiająca mapowanie klawiszy
  • Brak przyssawek przydatnych na gładkich podłożach
  • Złączanie oraz rozłączanie elementów mogłoby być prostsze
  • Wolant potrafi opadać przy obu jego krańcach
  • Wysoka cena opcjonalnych pedałów, dostępnych osobno
8

Autor wpisu:

Piotr Dudek

Piotr Dudek

Człowiek i gracz. Od wielu lat gram na konsolach Microsoftu. Moją pierwszą był Xbox 360 w zestawie z Forza Motorsport 3. Jestem  fanem 4K na dużym ekranie.  Od 8 lat jestem w programie Xbox Insider, o którym często też tu piszę. GT: Marianek9.

Promocje Xbox od CDKeys

Najnowsze wpisy, które warto zobaczyć: