Recenzja: It Came From Space and Ate Our Brains

Podziel się z innymi!

Facebook
Twitter
Email
Reddit
WhatsApp

W dzisiejszej recenzji pod lupę bierzemy propozycję od niewielkiego Triangle Studios. Czy walka z kosmitami będzie w stanie zatrzymać nas przy konsoli na dłużej?

Historia gry It Came From Space and Ate Our Brains zaczęła się tak naprawdę bardzo dawno temu. Początkowo, w 2015 roku, została wydana na komputery osobiste. Jeśli więc grywacie na „pececie”, mogliście gdzieś o tym tytule usłyszeć, czy nawet mieć okazję w niego zagrać.

Jak widać, produkcja stworzona przez niewielkie studio, cieszyła się na tyle dużym powodzeniem, że teraz po latach postanowiono wydać ją także na konsole. Nie jest to jednak zwykły port, bowiem gra doczekała się wielu usprawnień, zmian i podkręconej grafiki. Nie straszy więc ona przestarzałym wyglądem.

It Came From Space and Ate Our Brains

Wizualnie gra charakteryzuje się prostotą i schludnym wykonaniem. Mamy tu do czynienia z top-down shooterem z rzutem izometryczny. Całość tworzy dosłownie kilka kolorów, które można policzyć na palcach obu rąk. Wszystko podsyca jedynie gra świateł i cieni. Przemierzając skryty mrokiem świat, napierany przez nieproszonych gości, do swojej dyspozycji oprócz broni (z możliwością ulepszenia) posiadamy jedynie latarkę. To jak pada światło robi bardzo udane wrażenie wizualne. Promienie światła przedzierają się przez każdą lukę w elemencie otoczenia, rzucając realistyczny cień.

It Came From Space and Ate Our Brains

Jednak momentów, by na spokojnie cieszyć oko, nie będzie wcale tak dużo. Wszystko to za sprawą wyłaniających się z ciemnych zakamarków różowych kosmitów. Bardzo szybko dostrzeżemy ich świecące oczy. Skromna gra kolorów buduje dobre i estetyczne wrażenie. W pewnym sensie wpisuje się w panujący w dzisiejszych czasach trend „Less is more”. Mamy więc zachowany ład, bez zbędnego chaosu. To pozwala się nam bardziej skupić na rozgrywce. Wszystko to dopełniają ogniste strzały czy eksplozje.

It Came From Space and Ate Our Brains

Mimo to, w moim odczuciu jest to także zarazem drobną bolączką gry. Choć poziomów w głównej kampanii otrzymujemy sześć, te niewiele różnią się od siebie, kiedy to akcja toczy się tak naprawdę w zupełnie innych lokacjach. Pod tym względem brakuje nieco różnorodności. Podobnie ma się sprawa z obcymi. Tych jest może z trzy czy cztery rodzaje. Początkowo myślałem, że wraz z postępami, napotkam na bardziej różnorodnych rywali. Niestety myliłem się. Wzrastać będzie jedynie wielkość hord. Tyle dobrze, że każdy rodzaj przeciwnika ma inną zwinność i sposób ataku. Cała reszta robi za to naprawdę pozytywne wrażenie, a bawić możemy się w dwóch trybach.

It Came From Space and Ate Our Brains

Pierwszym z nich jest już wspomniana kampania, oferująca sześć leveli. Każdy z nich możemy przejść aż na czterech poziomach trudności, także wybór mamy dość pokaźny. Za każdym razem naszym zadaniem będzie nie tyle co przetrwać, ale też zniszczyć kosmiczne jajo. Te będzie czekać na nas pod koniec każdego poziomu. Gdy uda nam się do tego momentu ujść z życiem, będzie to jeden z trudniejszych momentów. Niezidentyfikowane istoty będą go zaciekle bronić. Szkoda tylko, że nie przewidziano tu głębszej linii fabularnej czy dodatkowej narracji.

It Came From Space and Ate Our Brains

By przetrwać, my również będziemy musieli nieustannie się bronić. Za każdego wyeliminowanego obcego będziemy otrzymywać punkty i kredyty, za które kupimy nowe bronie i potrzebne nam ulepszenia, zaś zebrane punkty zadecydują o naszej pozycji w rankingu.

Pokonując przeciwników serią możemy podnosić mnożnik przyznawanych nam wpływów. Siejąc więc spustoszenie, postępy staną się jeszcze szybsze. Każdorazowo, zaczynając nową mapę, startujemy z wyzerowanym wyposażeniem. Gdy tylko zbierzemy odpowiednią ilość monet, możemy zacząć dokonywać sukcesywnych zmian. Przekroczenie progu pozwalającego na udoskonalenie broni zawsze jest sygnalizowane drobną notyfikacją w dolnym rogu ekranu. Dzięki takiemu rozwiązaniu możemy zrobić to jednym kliknięciem, bez zatrzymywania zabawy. Szybko i prosto. Bez dwóch docenicie tą funkcję.

It Came From Space and Ate Our Brains

Wyposażyć się możemy w sześć rodzajów broni. W arsenał dostępnych wchodzą między innymi strzelba, wyrzutnia rakiet, broń maszynowa, a nawet laserowa. Każda z nich możemy rozbudowywać kilka razy, a efekty są mocno dostrzegalne. Poprawie ulega szybkostrzelność, moc czy promień rażenia. Pomiędzy broniami możemy przełączać się za pomocą koła wyboru, nieco spowalniającego rozgrywkę lub przy użyciu krzyżaka na kontrolerze. Sterowanie pod tym względem jest jak najbardziej wygodne i przemyślane.

To jednak jeszcze nie wszystko, co możemy zastosować przeciwko złowrogo nastawionym istotom. Zależnie od poziomu, na swojej drodze spotkamy rożnego wyglądu skrzynki i pojemniki. Gdy je zniszczymy, możemy liczyć na ich przydatną zawartość. Czasami jednak będą one puste, lub nie doszukamy się tego, czego akurat potrzebujemy. Musimy więc wszystkim rozsądnie zarządzać.

It Came From Space and Ate Our Brains

W takich skrzynkach czekać mogą między innymi apteczki, automatyczne działka, miny, dodatkowa gotówka, lub krótkotrwałe ulepszenie broni. Są to rzeczy, z którymi do czynienia będziecie mieli najczęściej. By nie było zbyt łatwo, posiadać możemy przy sobie tylko jeden z takich elementów wyposażenia. To znaczy, że nie będziemy w stanie zabrać ze sobą działka, gdy posiadamy jeszcze niewykorzystany zestaw ratunkowy. Bardzo sobie cenię ten element gry, od tego niekiedy może zależeć życie naszego, bezimiennego bohatera.

W trybie kampanii, w odróżnieniu od survivalu, możemy tak naprawdę umierać do woli. Zostaniemy jedynie cofnięci do ostatniej kryjówki, czyli punktu kontrolnego. Nie powinniście więc mieć problemu, by nawet małymi kroczkami, dać radę na większym poziomie trudności, gdzie czekają dodatkowe osiągnięcia w usłudze Xbox Live. Kolejnym plusem jest także to, że grać możecie w trybie lokalnej kooperacji do czterech osób.

It Came From Space and Ate Our Brains

It Came From Space and Ate Our Brains

Przetrwanie stanowi drugi i ostatni tryb gry. Dwanaście lokacji. My kontra nadciągające falami hordy kosmitów. W przeciwieństwie do głównej kampanii, jesteśmy zamknięci w jednej stałej przestrzeni, a naszym towarzyszem stanie się latający dron. Ten będzie nam zrzucał w wybrane miejsce na mapie losowe wyposażenie. Warto jest więc się przemieszczać, bez dokonywania zmian w broniach jesteśmy spisani na straty.

O ile głównego tryby gry nie mogę się czepiać, to tutaj można oczekiwać kilku usprawnień. Takich jak ilość wrogów, czy też fal do ukończenia danego etapu. Tak samo nie uświadczymy możliwości gry do samego końca, do upadłego. Jeżeli tylko to będzie dla Was wystarczające, powinniście się dobrze przy tym bawić.

It Came From Space and Ate Our Brains

Podsumowując, It Came From Space and Ate Our Brains jest prostą i dość klasyczną grą typu top-down shooter. Pomimo wielu pozytywów, nie ma co się spodziewać czegoś przełomowego i niezapomnianego. Przy tym jednak bez większego problemu powinna się wpisać w gusta fanów tego gatunku, czy tez stanowić dobry przerywnik od tych większych tytułów.

Elastyczny dobór trudności z pewnością pozwoli dopasować grę do siebie i czerpać frajdę z rozprawiania się z gromadami obcych. Z pewnością do ICFSAAOB będę na dniach wracać, dobijając plansze na bardziej wymagających ustawieniach.

Produkcję znajdziecie w Microsoft Store, za którą przyjdzie zapłacić 69,99 złotych.

Dziękujemy BetterGaming.pro za udostępnienie gry!

Plusy

  • Prosta i schludna grafika
  • Elastyczny wybór poziomu trudności
  • Rozbudowa broni
  • Lokalna kooperacja

Minusy

  • Poziomy są zbyt podobne
  • Gra nie odkrywa nic nowego wraz z postępem
  • Zbyt małe zróżnicowanie kosmitów
  • Tryb przetrwania mógłby być bardziej rozbudowany
6,9

 

Autor wpisu:

Piotr Dudek

Piotr Dudek

Człowiek i gracz. Od wielu lat gram na konsolach Microsoftu. Moją pierwszą był Xbox 360 w zestawie z Forza Motorsport 3. Jestem  fanem 4K na dużym ekranie.  Od 8 lat jestem w programie Xbox Insider, o którym często też tu piszę. GT: Marianek9.

Promocje Xbox od CDKeys

Najnowsze wpisy, które warto zobaczyć: