Myślicie, że to kolejna platformówka, ze sztampowym schematem na jeden wieczór? Otóż nic bardziej mylnego. Cuphead zachwyca, doprowadza do szału i fascynuje!
Wehikuł czasu
Jesteśmy kilka dni po premierze Cuphead’a, czyli niesamowitej wariacji na bazie starych kreskówek. Gameplay robi już robotę samym klimatem, ten w bardzo udany sposób pozwala nam się przenieść w czasie do lat trzydziestych i do świata animacji. Oprawa graficzna (no i dźwiękowa rzecz jasna) jest wręcz urzekająca i trudno oddać to słowami. Odnosimy wrażenie, jakby całość była odtwarzana z taśmy, gdzie nawet nie śniono o czymś takim jak 4K, co przełamuje dotychczasowe schematy. Nawet po aktywacji jednego z easter eggów, kolory zmieniają się w biało-czarne barwy, co potęguje wrażenia.
Nie jest to jednak jedyny współczynnik, na którym twórcy postanowili zbudować tą grę. Zrezygnowano tutaj z oklepanych schematów, takich jak często nudzące i bezmyślne poruszanie się w jedną stronę po planszy, czy coraz trudniejszy poziom, począwszy od wprost dziecinnie prostego. Cuphead nie patyczkuje się z nami od samego początku, nie zostawiając na nas ani jednej suchej nitki. Pozornie łatwo wyglądające poziomy okazują się bardziej złożone, gdzie nie sposób o utratę wszystkich punktów życia.
Mimo tego, że przyjdzie nam czasami powtórzyć dany poziom wielokrotnie, będąc o włos od zwycięstwa, gra potrafi wciągnąć i przytrzymać gracza przed ekranem naprawdę długo. Przestaje przeszkadzać uczucie pojawiającej się nie raz frustracji, a po pokonaniu każdego bossa będziemy odczuwać sporą satysfakcję. Niespodziewanie to naprawdę potrafi uzależniać i wcale nie jest to przesadne stwierdzenie.
Jak więc wygląda plan tej produkcji? Działa to na przyjaznej zasadzie – naszym bohaterem poruszamy się po mapie, która podzielona została na cztery, różne światy. Wszędzie ulokowane są punkty z poziomami i bossami do zwalczenia. W trakcie wykańczania kolejnych etapów, na mapie odblokowują się kolejne obszary, na przykład poprzez pojawiające się mosty czy schody. To jednak nie jest takie proste. Bardzo szybko przekonamy się, że samo dotarcie do finałowego oponenta jest sporym sukcesem, a przecież musimy mieć zapas punktów życia, lub sporo szczęścia by próbować swoich sił w takim pojedynku.
Totalne szaleństwo
Momentami, zrozumienie tego, co się dzieje na ekranie jest naprawdę trudne, często zdarza się, że jesteśmy atakowani dosłownie z każdej strony. Cuphead intensywnie stawia na nasz spryt, zręczność oraz refleks, gdzie bez tych trzech składowych polegniemy już na niemal samym początku. Także nie jest to gra dla każdego, tutaj dzieje się naprawdę dużo i jest szalenie dynamicznie.
StudioMDHR oddaje też w nasze ręce możliwość kupowania różnego rodzaju ulepszenia za zdobyte w rozgrywce Run 'n Gun! monety. Może nie tyle co ulepszeń, ale dostępnych wariacji. Przykładowo, możemy zwiększyć liczbę żyć, natomiast będzie to skutkowało osłabieniem mocy naszego ataku. Kolejnym przykładem mogą być pociski działające jak bumerang, które po wystrzale zawracają po pewnym czasie z szansą na trafienie rywala znajdującego się za naszymi plecami. Tu podobnie jest pewne „ale”, gdyż zasięg broni znacznie spada. Zmusza nas więc to do dokładnego przemyślenia taktyki, osobno na każdy level. To, co przydało nam się na jednym, niekoniecznie sprawdzi się na innych.
Żeby jednak nie musieć przechodzić przez to samemu, pomyślano o lokalnym co-opie. Idealnie do grywania z przyjaciółmi na kanapie w jesienne wieczory. Szkoda tylko, że nie zatroszczono się tak samo o tryb multiplayer, choć prawdopodobnie takowy zostanie wprowadzony.
Zależnie od tego, czy gramy z kompanem, czy w pojedynkę, gra odpowiednio balansuje poziom trudności, tak by nie było za łatwo ani za trudno. Sterowanie jest bardzo intuicyjne i wygodne. Wciśniecie omyłkowo złego przycisku graniczy tak naprawdę z cudem, co nie oznacza, że się takowe nie zdarza. w każdym calu wymagana jest od grającego doskonała koordynacja ruchowa oraz skupienie. Krótki i w przejrzystej formie tutorial będziemy mogli przejść już na samym początku gry, gdzie zademonstrowano rożnego rodzaju chwyty i przykładowe kombinacje.
O co w tym wszystkim chodzi?
Po co to wszystko, jaka jest w ogóle fabuła, dlaczego my to wszystko robimy? Prosto mówiąc wygląda to tak, że Cuphead i Mugman przegrali swoje dusze u diabła grając w gry hazardowe, a teraz sami pomagają zdobyć mu dusze innych, którzy zdołali mu uciec. W ten sposób wyruszamy w poszukiwanie czarcich dłużników, pokonując ich w zwariowanych bitwach.
W rezultacie otrzymujemy sporo zabawy, na przynajmniej kilka dni. Nie wykluczone, że będziecie musieli zarezerwować sobie na to jeszcze więcej czasu niż na inne jakiekolwiek gry. Choć gra oferuje dwa poziomy trudności, to tylko kończąc ten bardziej wymagający dojdziemy do finału.
Podsumowując
Cuphead to platformówka, której dawno, a nawet nigdy tak dobrej nie było. Frustruje, ale i zarazem z jakiegoś powodu niesamowicie wciąga i urzeka. Nie jest to jednak gra dla tych początkujących, stawiających swoje pierwsze kroki z graniem czy konsolą. Wspomnę, że jeżeli wcześniej ktoś by mi powiedział o tym, że opisywana gra jest debiutem studia StudioMDHR, nie uwierzyłbym. Kawał naprawdę solidnej roboty.
Dyskretnie, w sposób przebiegły stawiane jest nam tu wyzwanie, na które odpowiadamy sobie: „Co, że niby ja nie dam rady!?”. Prawdopodobnie tutaj tkwi fragment tajemnicy, dzięki której gra działa jak magnes. W końcu żaden zaprawiony gracz nie da sobie w kaszę dmuchać! Ja osobiście nie jestem zwolennikiem wydań platformowych, a jednak również dałem się porwać i obiecałem sobie, że tanio skóry nie sprzedam. Już teraz czuję zarwane noce, spędzone na pojedynkach.
Cuphead kupicie w sklepie Microsoft za 92,49 zł, pod tym linkiem. Dodatkowo, gra jest objęta programem Xbox Play Anywhere, a więc uruchomicie ją również na swoich komputerach z systemem Windows 10.
Grę do recenzji dostarczył Microsoft.
Plusy
- Niespotykana oprawa
- Szalenie wciągająca
- Lokalny co-op
- Brak oklepanych schematów
Minusy
- Brak trybu multiplayer (tymczasowo)