Pawarumi – Recenzja za sterami okrętu kosmicznego.

Podziel się z innymi!

Facebook
Twitter
Email
Reddit
WhatsApp

To właśnie na tego rodzaju grach dorastało wielu graczy na całym świecie. Co jednak sprawia, że Pawarumi jest grą wyjątkową? Tego dowiecie się z naszej recenzji!

Pawarumi jest to produkcja od Manufacture 43, w której to wcielimy się w Axo, czyli pilota legendarnego statku Chukaru. Oczywiście, jak na ten gatunek gry przystało, przyjdzie nam stawić czoła wrogim oddziałom oraz ich najsilniejszym ogniwom, czyli bossom.

Gra jest ujęta w standardowe ramy 2D, a raczej 2,5D. Od czasu do czasu będziemy mogli spojrzeć na rozgrywkę z nieco innej perspektywy, głownie we wstępach do coraz to wyższych etapów rozgrywki. Tych co prawda nie ma dużo, bo jest ich zaledwie… pięć. Pod tym względem mogło być już nieco lepiej. Jednak nie oznacza to, że zabawa skończy się po chwili. Twórcy przygotowali dla graczy trzy poziomy trudności. Im cięższy wybierzemy, tym więcej wrogich jednostek stanie na naszej drodze oraz stoczymy więcej finałowych, decydujących pojedynków.

Z tym że aby dojść do kolejnych, nie możemy dać się pokonać. W innym wypadku wszystko będziemy musieli zacząć od nowa. Trzeba więc wytrwać od początku do samego końca, do ostatniego bossa. Wtedy dopiero możemy mówić o pełnym sukcesie. W rezultacie rozgrywka znacznie się wydłuża. Mimo wszystko, fajny byłby tu tryb losowo generowanych i nieskończenie długich map. To nadałoby rozgrywce nieco świeżości.

Pomyślicie sobie zapewne teraz „Okej, ale w czym jednak tkwi ten cały fenomen tej gry?”. Śpieszę więc z odpowiedzią. Otóż różnic pomiędzy Pawarumi a innymi pozycjami z tego gatunku jest kilka. Wszystkie w połączeniu ze sobą tworzą niemalże doskonałą całość. Na początek możemy zacząć od tego, że mamy tylko jedno życie. Te będziemy mogli jednak regenerować, ale o tym za momencik. Idąc dalej, nie znajdziemy żadnych przygotowanych do złapania wszelkiego rodzaju monet dających nam jakiekolwiek ulepszenia. Tutaj będą liczyć się jedynie nasze umiejętności. Szczególnie refleks, spryt i przemyślane decyzje. Jedyne, co będziemy widzieć na ekranie poza oczywiście podniebnymi starciami, to dwa wskaźniki – zdrowia oraz super ataku.

Do naszej dyspozycji oddane są łącznie trzy rodzaje działek. Zielone, czerwone oraz niebieskie. Z tych korzystamy przy pomocy analogicznych kolorów przycisków na kontrolerze. Wszystkie z nich działają w nieco inny sposób, ale wszystko zależy też od tego, przeciw komu co używamy. Tak samo jak i nasze lasery, również statki agresora spotkamy w trzech barwach. Tutaj dla naszego przetrwania kluczowy będzie wybór odpowiedniej broni.

Dla przykładu, atakując niebieskim laserem kosmiczne okręty tego samego koloru, zacznie regenerować nam się utracone życie. Natomiast gdy tym samym laserem zaatakujemy statek czerwonych, ładować nam się będzie super atak. Z kolei w jeszcze innych kombinacjach nie będzie nam się zwiększać nic, ale za to zadawane obrażenia będą najbardziej destrukcyjne. Zaletą paska super ataku jest to, że możemy go naładować nawet trzy razy przed jego wykorzystaniem. To pozwala odłożyć go na najbardziej wymagające momenty.

Tego co i jak działa, gracz może dowiedzieć się w trakcie przygotowanych sekwencji treningowych. To tam wszystko zostanie jasno wyjaśnione. Nie mniej jednak prawdopodobnie będziecie potrzebowali nieco praktyki, aby to wszystko zapamiętać i sprawnie wykorzystywać. W trakcie prawdziwych i dynamicznych starć wcale nie jest to takie proste. Niejednokrotnie będziemy musieli wybierać pomiędzy ratowaniem stanu technicznego okrętu, a w dogodnym momencie ładować potężny atak na tak zwaną czarną godzinę. Na minus wskazałbym tu jedynie brak szybkiego dostępu do jakiejkolwiek ściągawki z poradami w zakładce z ustawieniami. Generalnie wszystko to tworzy ciekawy pomysł, który został jak najbardziej prawidłowo zrealizowany. Ciężko jest się przyczepić do mechaniki, bo ta działa wedle oczekiwań. Pod tym względem nic tu nie zawodzi.

Gdy tylko w trakcie oficjalnej rozgrywki uda nam się dojść na przykład do trzeciej planszy na poziomie normalnym, spowoduje to odblokowanie tych map do tego poziomu zaawansowania w postaci modułów treningowych. Oznacza to, że bez problemu możemy przećwiczyć etap, na którym ostatnio polegliśmy. Jest to bardzo przydatne. Oczywiście w normalnym trybie gry, do tego samego punktu będziemy musieli już dojść od samego początku.

Jednak są też rzeczy, do których można się przynajmniej delikatnie przyczepić. Tak jak już wspomniałem, przygotowanych poziomów mogłoby być nieco więcej. Jednak z drugiej strony forma gry nie do końca na to pozwala. Twórcy sami związali sobie pewien sposób ręce. Tak samo nie przygotowano nawet lokalnego trybu współpracy. Czasami gra potrafi zaliczyć zauważalne spadki płynności. To jednak tyczy się raczej przerywników w postaci wybuchów i tym podobnych. Nie ma to więc bezpośredniego przełożenia na rozgrywkę. Jednakże, szkoda, że studio odpowiedzialne za grę nie pochyliło się wystarczająco nad ulepszeniami dla konsoli Xbox One X. Co prawda dostajemy wyższą rozdziałkę (co jest wręcz niezauważalne), ale nieobecny tu HDR mógłby zrobić dobrą robotę w przypadku błysku laserów i wybuchów. A w rzeczywistości? -Oprawa graficzna jest zdecydowanie bez szału. Mógłbym powiedzieć, że na pewien sposób ociężała.

Bardzo rozpraszały mnie też automatycznie nagrywane klipy przez konsolę. Gra została stworzona tak, by nasz Xbox sam to robił. Niestety, bez możliwości wyłączenia tej opcji. Nagrania te zostają uchwycone na przykład w trakcie kluczowych dla rozgrywki elementów. Wyskakujące powiadomienia rozpraszają, a już po paru dniach grania nasza przestrzeń zarezerwowana nagraniom mocno by na tym ucierpiała.

Reasumując, Pawarumi jest grą w pełni poprawną. Z dobrym i oryginalnym pomysłem. System wymuszający inteligentną walkę wyróżnia ją na tle innych, bliźniaczych gier. Ma więc ona swoje bardzo mocne zalety oraz jak to każda gra, swoje wspomniane wyżej wady. Za ten tytuł twórcy życzą sobie moim zdaniem możliwie uczciwe 69,99 zł, a zdobędziecie go jak zawsze w wersji cyfrowej w Microsoft Store.

Grę do recenzjo dostarczyło PR Hound.

Plusy

  • Oryginalna mechanika
  • Dobre moduły treningowe
  • Cena

Minusy

  • Znikoma ilość poziomów
  • Brak lokalnego trybu współpracy
  • Mogłoby być lepiej wizualnie
6,5

 

Autor wpisu:

Piotr Dudek

Piotr Dudek

Człowiek i gracz. Od wielu lat gram na konsolach Microsoftu. Moją pierwszą był Xbox 360 w zestawie z Forza Motorsport 3. Jestem  fanem 4K na dużym ekranie.  Od 8 lat jestem w programie Xbox Insider, o którym często też tu piszę. GT: Marianek9.

Promocje Xbox od CDKeys

Najnowsze wpisy, które warto zobaczyć: