I Hate Running Backwards – Ależ to wciąga! Recenzja

Podziel się z innymi!

Facebook
Twitter
Email
Reddit
WhatsApp

Zastanawialiście się kiedyś, jakby to było strzelać biegnąc do tyłu, niczym w kinowych filmach akcji prosto z Hollywood? Ta gra powinna Wam przybliżyć tę wizję! Jest trudno, ale autentycznie potrafi porwać i przytrzymać na długo przed telewizorem. Zapoznajcie się z moimi odczuciami związanymi z tą grą!

Czym tak w ogóle jest I Hate Running Backwards? Jest to najnowsza produkcja od studia Devolver Digital i jak sama nazwa mówi, zmuszeni będziemy by biec wstecz. Z kolei naszym zadaniem będzie odpierać jednocześnie atak zbliżającej się do nas wrogiej armii. Po swojej drodze czeka nas 6 bossów, a na końcu finalna walka z zmartwychwstałym Ugh-Zanem. To własnie on jest sprawcą tego całego zamieszania, w które zostaliśmy wplątani. Tak w skrócie można opisać to, co czeka nas na swojej drodze. Jednak szybko przekonamy się, jak wiele jeszcze oferuje ta produkcja.

Postacie

Dobrze przygotowanym elementem są bohaterowie. Ich do wyboru przygotowano dziewięć, a każdy z nich jest inspirowany zupełnie inną serią gier czy legendarnych osób, takich jak Serious Sam, Shadow Warrior czy też Hotline Miami. Swoim wyglądem z kolei mogą kojarzyć się z Minecraftem, ze względu na swoje kanciaste kształty. W rezultacie otrzymujemy estetyczny i minimalistyczny wygląd.

Co ważne, każda postać posiada dwie inne bronie oraz wartości. Przykładowo, jedna z nich będzie mogła poruszać się szybciej bądź posiadać lepszą broń, kosztem mniejszej puli żyć. Wszystko zostało zrównoważone tak, by wszelkie zasoby mocy zostały rozłożone współmiernie, nie faworyzując żadnego z bohaterów. Mi natomiast szczególnie przypadł do gustu domyślnie wybrany Serious Sam. Posiadający trzy serduszka i mocną broń w zamian za nieznacznie wolniejsze tempo poruszania się. Potrafi dać niezły wycisk!

Wrogowie

Tych jest autentycznie cała masa. Poszczególnych nieprzyjaciół możemy spotkać zależnie od tego, na jakim poziomie aktualnie się znajdujemy. Zgrabnie ubarwia to grę, pozwalając cieszyć się ze starć z coraz to innymi wrogami. Ci niekoniecznie będą stawać się silniejsi, ale zwyczajnie odmienni. Wymusza to na odbiorcy dostosowanie przybranej taktyki do panujących warunków. Zdecydowanie nie ma oponentów nie do nie pokonania, bowiem każdy ma swój słaby punkt. Ucząc się z czasem każdego z nich bez problemu powinniśmy uczynić naszą podróż do tyłu łatwiejszą. Aczkolwiek nadal liczniejsze natarcia mogą stanowić wyzwanie. Zadecyduje spryt oraz refleks. Z obszerniejszym opisem każdego wroga (i nie tylko) zapoznamy się w specjalnej zakładce w menu gry. Fajnie, że nie są to bezduszne osobniki bez żadnej historii. Zawsze nadaje to ciekawe tło całej grze.

Otoczenie

„Jak żywo to wygląda!” – taka była moja pierwsza myśl po odpaleniu tego tytułu. Jest barwnie oraz przejrzyście. No i te zróżnicowanie terenu! Piach, trawa przemierzanie wody sięgającej po pas, a nawet jazda samochodem. Tak został zróżnicowany, calutki świat. Za to należny się spore wyróżnienie, bo przeciecz twórcy spokojnie mogli pozostać przy podstawowym poruszaniu się postacią, a mimo to zrobili znacznie więcej. Warto zaznaczyć też, że choć plansza przygotowana jest z gotowych segmentów, to i tak za każdym razem wygląda inaczej. Wszystko to za sprawą losowych ich kombinacji czy też natężenia słońca. Nigdy więc nie wiadomo, czego możemy się za chwilę spodziewać, czy to rzeki, pola minowego lub nawet przepaści. Opcji jest autentycznie sporo i to się sprawdza.

Nie wiem jednak do końca, czemu nie porwał mnie zwiastun gry. Ten co oglądałem (na dole wpisu) okraszony jest dynamiczną muzyką, szybkimi ujęciami, i zwiększonym tempem, przez co chyba nie do końca oddał to, co w rzeczywistości powinien.

Pozytywne odczucia towarzyszyły mi od razu po rozpoczęciu gry. Podoba mi się, jak już pisałem, warstwa graficzna ale i też dźwiękowa. Dźwięki w tle i całej produkcji okazały się być wyważone, a odgłos pistoletu maszynowego stanowił ucztę dla moich uszu. Nie wspominając już o radości z rozwalanych w tym czasie wrogich hord.

Na tym jednak rozwałka się nie kończy, o czym sam się przekonałem nieco później. Otóż bez problemu będziemy mogli dokonywać destrukcji otoczenia za pomocą specjalnego młota, który ze sobą mamy przez cały czas. Zniszczeniu ulec może niemalże wszystko, a w zamian za to otrzymamy nieco złota.

Złoto

Złote monety dostaniemy za neutralizację nieprzyjaciół oraz dokonane wokół siebie zniszczenia. Dodatkowo będziemy mogli się natknąć na wielkie gary, po brzegi wypełnione złotem. Zbierać je będziemy nie bez powodu i nie dla samej punktacji. Z Każą jedną zebrana monetą rosnąć nam będzie pasek postępu na górze ekranu. Może to być dosyć czasochłonny proces. Jednak jak już uda nam się tego dokonać, będziemy mogli przypisać sobie dodatkowo jeden z trzech wylosowanych atutów. Jeżeli tylko uda nam się zajść nieco dalej, będzie nam dane skompletować ich sobie nieco więcej. Szalenie ułatwia to zabawę. W szczególności, gdy uda się wyrwać coś kontentego, bo tutaj już moim zdaniem atut atutowi nie równy i to mi podoba. Czasami można po prostu dostać totalną błahostkę, a innym razem może być to dla przykładu czwarty punkt życia. Niemało zależeć będzie od naszego szczęścia.

Amunicja, bronie oraz moce specjalne

W miarę przemierzania poziomów mijać będziemy po drodze skrzynie z amunicją oraz losową bronią specjalną. Jedno i drugie stanowi cenny, a wręcz kluczowy towar, ponieważ gdy zbraknie nam ołowiowych kul, zdani będziemy jedynie na mały, powolny pistolecik. W ten sposób niewątpliwie daleko nie zajdziemy. Ważne więc okaże się systematyczne uzupełnianie materiałów, oraz mądre zagospodarowanie zebranych zapasów.

Ponadto na trasie dostrzec będziemy mogli różnorakiego koloru kontenery. Zależnie od jego barwy, we wnętrzu czekać będzie broń specjalna z danej kategorii. Znajdziemy tam między innymi ultra mocną broń laserową, zamrażacz czy też miotacz ognia. W moim przypadku świetne udogodnienie, przydatne w trakcie drogi do bossa czy też samej walki z nim. Doskonałym wspomagaczem są też tymczasowe przywileje i umiejętności. W tym przypadku liczyć możemy na miedzy innymi chroniącą nas tarczę, nieskończoną lub potężniejsza amunicję. Dla jasności, by nie było zbyt kolorowo, wszystko to działa tymczasowo.

Kanapowy Co-op

Jeżeli tylko mamy z kim zagrać w swoim domowym zaciszu, trzeba zrobić to koniecznie. Kooperacja zawsze, ale to zawsze przekłada się na zdecydowanie większa dawkę wrażeń i dodatkowe endorfiny. Chociaż poziom trudności idzie w górę, towarzysz może okazać się nam niezwykle przydatny. Grając w pojedynkę musimy liczyć jedynie na samych siebie, po doprowadzeniu do utraty wszystkich żyć, gra się kończy.

Zmuszeni jesteśmy rozpocząć wszystko od samiutkiego początku. Nawet gdy pokonamy drugiego bossa, ponownie będziemy musieli pokonać go wraz z pierwszym, by dojść do kolejnych. Kołem ratunkowym niewątpliwie okaże się nasz przyjaciel, który w takiej sytuacji będzie mógł dalej poprowadzić rozgrywkę w pojedynkę, a my odrodzimy się po trzydziestu sekundach. W ten sposób w zgranym składzie powinniśmy być w stanie zajść jeszcze dalej.

Poziom trudności

Jeżeli miałbym się jednak do czegoś przyczepić, to zdecydowanie byłby to tylko albo i aż poziom trudności. Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, to z upływem czasu nie da się nie zauważyć, że najzwyczajniej jest za trudno. Grając w tę grę przez około dwa tygodnie, nie byłem w stanie pokonać drugiego bossa, samo dojście do niego udało mi się zaledwie dwa czy trzy razy.

Udało mi się przy tym zdobyć tyle punktów, by uplasować się na 20 miejscu w skali światowej. Mówi to więc samo za siebie. Nie jestem sam. Bo gdzie jeszcze reszta poziomów? Ewidentnie widać, że społeczność graczy nie jest w stanie zajść przynajmniej do połowy toru. Trzeba mieć ewidentnie sporo samozaparcie aby ukończyć wszystko w całości. Mimo to ciągle korci, by spróbować jeszcze raz i jeszcze raz.

Jakby tego było mało, za każde pomyślne pokonanie jednego z przywódców wroga, na stałe zyskujemy przywilej do uruchomienia na mapie tak zwanych klątw. Jest to nic innego, jak dodatkowy utrudniacz. Do odblokowania jest ich tyle samo, co finałowych pojedynków, czyli sześć i tyle samo będziemy mogli aktywować jednocześnie. Świetnie, że pomyślano również i o takim rozbudowaniu produkcji, ale na to, to już serio trzeba być szalonym, by sobie z tym wszystkim sprawnie poradzić.


Podsumowanie

Przechodząc do słów werdyktu, I Hate Running Backwards plusuje jeżeli chodzi o estetykę i całokształt tego, co dzieje się na ekranie. Bez zgrzytów również działa mechanika, a sterowanie jest na tyle intuicyjne, że nie powinno wymagać żadnego dodatkowego poradnika, wszystko powinno stać się jedynie kwestią wprawy. Dzięki temu niezbyt skomplikowanemu sterowaniu, gra bardzo dobrze sprawdzi się dla tych młodszych oraz osób zaczynającym przygodę z kontrolerem w dłoniach, gdzie w każdym z tych przypadków pomoże lokalny tryb kooperacji. Zarazem odnaleźć powinni się też tu weterani, ceniący zdecydowanie wyższy poziom trudności, pozwalając przy tym zweryfikować swoje wieloletnie gamingowe doświadczenie.

Nie jest to może produkcja idealna, ale przewaga zalet nad wadami jest nieporównywalna. Tych pierwszych trzeba się wręcz uparcie doszukiwać. Z tej kategorii gier, tę z czystym sumieniem polecam każdemu, tym bardziej, że cena jest adekwatna do otrzymywanego produktu.

I Hate Running Backwards kupicie w polskiej wersji językowej w Microsoft Store w cenie 59,99 złotych.

Grę do recenzji dostarczył: Pr-outreach.com. Testowano na Xbox One X.

*** AKTUALIZACJA ***
Na kilka dni po publikacji tej recenzji w grze pojawił się update. Dodano w nim możliwość startu gry od odblokowanych już poziomów. Stworzono również tak zwany tryb dziecięcy, który jeszcze bardziej obniża poziom trudności. Dodatkowo wprowadzono parę drobnych zmian wizualnych oraz szybkich tipów. Cała recenzja nie bierze jednak pod uwagę naniesionych zmian.

Plusy

  • Oprawa graficzna
  • Zróżnicowany teren
  • Destrukcja otoczenia
  • Lokalny co-op
  • Nie nudzi się

Minusy

  • Jest za trudno!
  • Brak sieciowego co-opa
8,5




Autor wpisu:

Picture of Piotr Dudek

Piotr Dudek

Człowiek i gracz. Od wielu lat gram na konsolach Microsoftu. Moją pierwszą był Xbox 360 w zestawie z Forza Motorsport 3. Jestem  fanem 4K na dużym ekranie.  Od 8 lat jestem w programie Xbox Insider, o którym często też tu piszę. GT: Marianek9.

Promocje Xbox od CDKeys

Najnowsze wpisy, które warto zobaczyć: