Czekaliśmy na nowe Gearsy i czekaliśmy. Czy warto było czekać? Było i to jeszcze jak! Zapraszamy do naszej recenzji.
To, co studio The Coalition zrobiło z najnowszą odsłoną gry dla całej serii, zasługuje na słowa ogromnego uznania. Gracz przechodząc grę doświadczy wręcz niespotykanych dotąd doznań na wielu płaszczyznach, a zarazem będą to przy tym te „stare, dobre Gearsy”. Bowiem twórcy poszli na całość, dokonując wiele dobrych zmian i usprawnień. Poprzeczka została ustawiona bardzo, ale to bardzo wysoko. I nie chodzi już tutaj o samą serię, a ogólnie o to, co w kategorii gamingu można zrobić. Tutaj ilość i jakość idzie ze sobą w parze. Otrzymujemy dobrze nam już znane tryby wieloosobowe, które zostały dopieszczone i największą jak do tej pory kampanię. Na takie gry ekskluzywne zasługują gracze.
Kampania
Tryb fabularny w najnowszej części Gearsów został stworzony tak, aby zagrać w niego mógł każdy. Nawet wtedy, gdy gracz nie miał styczności z poprzednimi odsłonami. W menu gry przygotowano specjalną zakładkę, gdzie można podejrzeć najważniejsze z poprzednich wydarzeń, a sam początek przygody rozpoczyna się obozem szkoleniowym. To pozwoli na sprawne wdrożenie do uniwersum.
Następnie kilka pierwszych godzin spędzonych z tytułem to swego rodzaju wprowadzenie do właściwej rozgrywki. Historia najnowszej odsłony oprze się przede wszystkim na postaci Kait Diaz, która to pojawiła się po raz pierwszy w czwartej części. To właśnie ona będzie postacią, w którą się wcielimy. Rozgrywka z jej perspektywy rzuca zupełnie inne światło na walkę z Szarańczą. Protagonistka będzie zawzięcie walczyć, nie zważając często na głosy innych. Nie chcę się skupiać bezpośrednio na wątkach z jakimi mamy do czynienia w trakcie gry, by uniknąć spoilerów, aczkolwiek, w całej fabule nie zabrakło licznych zwrotów akcji, które jedynie podkręcają jeszcze tempo gry. Nie ma tu nic zbędnego, nie ma tu nic na siłę. Wszystko łączy się w ciekawą całość.
Kampania została podzielona na cztery długie akty, w których otrzymujemy łącznie 15 rozdziałów. Jedne będą nieco krótsze, kolejne zaś zdecydowanie dłuższe. Jednak tym razem The Coalition zaserwowało nam odrobinę odświeżenia. Nasza eksploracja nie skończy się wyłącznie na liniowych fragmentach ulic czy też zamkniętych i mrocznych pomieszczeniach. Studio odpowiedzialne za produkcję poszło na całość i zrobiło pokaz swoich umiejętności. Dwa z przygotowanych obszarów są otwartymi światami. Jeden to wielki teren okraszony śniegiem, a drugi toną czerwonego piachu. I choć są one tak naprawdę niemalże puste, to ich przemierzanie sprawa dużo frajdy. Do tego celu mamy do dyspozycji specjalne sanie, napędzane siłą wiatru. Zwiedzanie obu lokacji było dla mnie równie ekscytujące. Lodowy obszar pokryty śniegiem tworzy fantastyczny klimat, a piasek przesypuje się między stopami. To właśnie takie detale pracują na piękno tej gry.
Dla jasności, obszerne, otwarte lokacje nie służą jedynie bezsensownemu wydłużeniu czasu gry poprzez podróż od punktu A do punktu B. To też garść ukrytych miejsc i misji do wykonania. Zdecydowanie warto więc wybrać się zawsze okrężną drogą. Wypełnienie dodatkowych aktywności pozwala odblokować niedostępne w żaden inny sposób atuty, znajdźki czy też potrzebną amunicję oraz broń. A więc nie dość, że urozmaica to naszą grę o aspekt ciekawego zdobywania korzyści, to możemy dostrzec w tym nowy, kolejny cenny element rozgrywki, jakim jest eksploracja. Mam głęboką nadzieję, że jest to tylko próbka możliwości tego, co możemy zobaczyć w przyszłych odsłonach. Bardzo dobrze to koresponduje z zamkniętymi, korytarzowymi planszami, dostajemy coś więcej.
Kolejną nowością jest Jack. Tym razem owy dron będzie naszym stałym towarzyszem. To własnie jego atuty będziemy doskonalić, a z czasem pozyskiwać będziemy też zupełnie nowe. Jack z zamysłu i w praktyce okazuje się być bardzo przydatny, znacząco wpływając na przebieg starć. Z powodzeniem podniesie nas gdy będziemy wymagać leczenia, stworzy barierę, poda wyposażenie będące poza naszym zasięgiem a nawet chwilowo przejmie wybranego wroga na naszą stronę.
W piątej części Gearsów, fabułę rozegramy nawet w trzyosobowym co-opie. Choć zwiększono więc liczbę o jednego gracza, to ten jeden zawsze będzie musiał wcielić się w latającego robota.
Horda
Klasyka. Czymże byłoby Gears of War bez Hordy? Pokaźna ilość symetrycznie zbudowanych map, pełnych murów i osłon. To tutaj przyjdzie nam przetrwać pięćdziesiąt fal wrogich sił. Tutaj też jednak zaszło parę zmian. Główną z nich jest Jack, który także będzie asystował w naszych starciach. Także po opuszczeniu rozgrywki przez jednego gracza nie osłabi to tak składu jak miało to miejsce kiedyś. W puste miejsce pojawi się bot.
Jednak przetrwanie od początku do końca okrągłe 50 fal to nie lada wyzwanie. Każda z nich będzie tylko trudniejsza i trudniejsza. Im dalej zajdziemy, tym więcej punktów uda nam się zebrać, a te przeznaczymy na podnoszenie umiejętności przed przyszłymi rozgrywkami.
Kontra
Jak Gearsy to i Kontra, znana też jako „Versus”. Tutaj doszukać możemy się sieciowych rozgrywek deathmatch. Arena, a na niej dwie pięcioosobowe drużyny. Zależnie od preferencji i poziomu gracza, bez problemu stworzymy grę z botami, zmienimy zasady, uproszczając nieco zabawę. Gdy ktoś zalicza się do takiego grona, powinien sprawdzić tryb Zręcznościowy („Arcade”). Ten stawia na dodatkowe, specjalne umiejętności postaci oraz wykupowanie broni podczas trwania meczu w zamian za czaszki pozostałe z pokonanych wrogów. Dla tych bardziej wtajemniczonych, w serii czeka oczywiście szereg innych trybów. Są to między innymi Wyścig Zbrojeń, Zbijaka, Król Wzgórz.
Ucieczka
Ucieczka w tej serii to coś zupełnie nowego i jest to kolejny tryb sieciowy. Tutaj przyjdzie nam w trzyosobowym składzie zawalczyć z czasem i uciec z roju Szarańczy, w którym to ustawiliśmy bombę. Po drodze czekać będzie niejedna głowa do skrojenia. Poruszać będziemy się typowo dla Gearsów długimi i krętymi korytarzami. Finał czeka nas, gdy dotrzemy do wyjścia. Wtedy to musimy zamknąć wielką bramę, co swoje trwa i nie dać zabić się na samym końcu. Misja kończy się sukcesem, gdy każdemu uda się uciec, a wrota zostaną pomyślnie zamknięte.
By nie było nudno, przygotowano generator poziomów. Tam stworzymy swoją własną trasę, sprawdzimy ją, no i oczywiście udostępnimy dla innych. Analogicznie i my będziemy mogli zagrać na mapach przygotowanych przez społeczność. Jak wiadomo, kreatywność graczy potrafi zaskoczyć, a katalog dostępnych wyzwań szybko urośnie, oddając w ten sposób jak największy wybór.
Grafika
Produkcja pod względem audiowizualnym urzeka. Jestem pod wrażeniem tego, jak twórcy znakomicie poradzili sobie z optymalizacją gry. Ekrany ładowania nie są szczególnie długie, a przy tym Gears 5 wygląda zjawiskowo. Działając przy tym na Xbox One X w natywnym 4K oraz 60 klatkach na sekundę. To widać. Obraz jest ostry i płynny. Dopracowano każdy jeden detal, twarze, przedmioty, otoczenie. Od samego początku zaimponowała mi gra świateł i barw. HDR (High Dynamic Range) robi tu doskonałą robotę. Byłem w stanie dostrzec to nawet na moim telewizorze, który raczej pod tym względem ma parametry raczej przeciętne. Nic więc dziwnego, że samo Digital Foundry, zajmujące się graficznym porównaniem gier, stwierdziło, że na ten moment, to właśnie Gears 5 posiada najlepszą implementację HDR w grach.
To widać tak naprawdę cały czas. Na powierzchni, czy w ciemnych pomieszczeniach, oświetlonych latarką Jacka. Barwy są żywe, a kontrasty fantastyczne. Jeśli macie w domu OLED’a, to będzie to istna uczta dla oczu. Dosłownie wszystko tworzy tutaj ze sobą idealną całość. Eksploracja i podziwianie otoczenia to sama przyjemność.
Warstwa audio również prezentuje się przyzwoicie. Gra wspiera nawet dźwięk w technologii Dolby Atmos, co przy odpowiednim sprzęcie wznosi dźwięk na jeszcze wyższy poziom. Okazji by tego doświadczyć będzie bardzo wiele. Strzały, wybuchy, ulewa, spadające nad głową bryły lodu. Każdy efekt dźwiękowy ma głębokie i dobre jakościowo brzmienie.
Gears 5 jest dla każdego!
To miejsce na niski ukłon w stronę Microsoftu. Gigant z Redmond coraz intensywniej kładzie nacisk na umożliwienie czerpania frajdy z gier praktycznie każdemu. Nakłania do tego wszystkich innych twórców, ale i sam też działa w związku z tym na swoim podwórku. Już na początkowych etapach w grze pojawia się zapytanie czy korzystamy z kontrolera adaptacyjnego. To pozwoli osobom z niepełnosprawnościami na jeszcze dogodniejsze dostosowanie sterowania pod swoje potrzeby. Oprócz tego, produkcja umożliwia ustawienie gry tak, aby dla przykładu poruszanie się odbywało za pomocą jednego analoga. Standardowo, nie zabrakło też udogodnień dla osób z ślepotą barw, niedowidzących czy też daltonistów. Ponadto, wdrożono również zamianę tekstu na mowę i odwrotnie. Szereg tych działań powinien możliwie jak najbardziej otworzyć się na graczy z ograniczeniami.
Problemy
Niestety, nawet i tutaj nie obeszło się bez mniejszych lub większych zgrzytów. W trakcie przechodzenia kampanii miałem do czynienia głównie z dwoma problemami. Sam nie wiem, który z nich jest gorszy. Na pewnym etapie zaczęły pojawiać się problemy z auto zapisem – ikonka zapisu kręciła się bez końca. Po kilku takich sytuacjach wiedziałem, że mogę już wtedy uruchomić grę ponownie, poprzez jej totalne wyłączenie. W innym wypadku, po pewnym czasie spotykałem się z błędem zapisu. Z kolei wczytanie bieżącego punktu kontrolnego nie robiło nic, a wyjście do menu czy wczytanie poprzedniego zapisu powodowało utknięcie na ekranie ładowania. Oczywiście po restarcie gry rozpoczynałem każdorazowo od poprzedniego punktu zapisu. Nie raz musiałem więc nieco się cofnąć i nadrabiać. Początkowo myślałem, że jest to związane z programem Xbox Insider, do którego przynależy moja konsola. Jednak jest to jedyny tytuł z takimi dolegliwościami i jak się tez okazało, nie dotyczy on tylko mnie.
Drugim istotnym problemem są nasi towarzysze. Owszem, ci niejednokrotnie nam pomogą, uratują, podniosą. Często jednak potrafią wejść w linię ognia, gdzie to my strzelamy do wrogich jednostek. I tu już nawet nie chodzi o fakt strzelania do swoich, a o fakt tego, że wróg jest skutecznie zasłonięty.
Podsumowanie
Przechodząc do słów końcowych, należałoby powiedzieć w paru zdaniach to, co najważniejsze. Gears 5 to najlepsze i największe Gearsy jakie kiedykolwiek wyszły. W swojej kategorii nie mają sobie równych. Nowe mechanizmy, nowe tryby, otwarty świat. Cudowna grafika i dźwięk o najwyższych parametrach. Jest to wzór prawdziwej gry, której oczekują gracze. Żadnych kompromisów, samo mięso.
Tak jak też już wspomniałem na samym początku, to własnie takich gier ekskluzywnych potrzebuje marka Xbox. Bardzo się cieszę, że możemy podziwiać takie dzieło na obecnej generacji, jak wiele można z niej wycisnąć. Głęboko liczę, że jest to zalążek tego, co przyniesie nam nowa generacja. Obyśmy mieli przed sobą jeszcze wiele tak dużych premier, tak dużych tytułów.
To, co też jest niewiarygodne, to to jak działa Xbox Game Pass, który oferuje wszystkie tytułu na wyłączność w katalogu w dniu ich premiery, bez żadnych dodatkowych kosztów. Imponujące jest to, że w tak potężne tytuły jak Gears 5 możemy zagrać w dniu ich wydania. Piękne czasy w świecie gamingu.
PS: Poniżej znajdziecie sporą dawkę zdjęć w wysokiej jakości (Full HD & 4K). Kliknijcie w nie, aby przejść w tryb pełnoekranowy.
Grę do recenzji udostępnił Microsoft / Xbox Polska. Dziękujemy!
Plusy
- Oszałamiająca grafika oraz dźwięk
- Natywne 4K, 60 FPS na Xbox One X
- Otwarte światy
- Nowe mechanizmy
- Długi fabularny co-op do 3 osób
- Czuć przy tym, stare dobre Gearsy
- Duże przystosowanie dla graczy z ograniczeniami
Minusy
- Poważne problemy z zapisem postępów
- Sztuczna inteligencja często zawodzi