Firefight Simulator – The Squad. Recenzja

Podziel się z innymi!

Facebook
Twitter
Email
Reddit
WhatsApp

Bycie strażakiem jest trudne i niebezpieczne. Nie wszyscy mają do tego zawodu predyspozycje, dlatego powstał Firefight Simulator – The Squad. Jak wygląda, czy bardzo odbiega od rzeczywistości? Sprawdźmy!

Symulatorów różnego kalibru jest co nie miara. Niektóre bywają dość dziwaczne jak i kontrowersyjne, a inne wprowadzają niedostępne dla nas w rzeczywistości rzeczy. W dzisiejszej grze mowa o tym drugim, czyli na co dzień niedostępnej dla większości ludzi pracy straży pożarnej. Niektórzy (jak np. ja) będą woleli usiąść wygodnie i być w wirtualnej jednostce i stawać czoła tylko wirtualnym zagrożeniom.

Na pewno macie wśród znajomych czy tez członków rodziny osoby, które są chociażby w Ochotniczej Straży Pożarnej i zapewne nie raz słyszeliście mrożące krew w żyłach sytuacje. Dzięki Firefight Simulator – The Squad możemy odrobinę wczuć się w rolę strażaka. Pisząc „odrobinę” nie mam na myśli źle stworzonej gry a namiastkę tego, co w rzeczywistości dzieje w głowach osób ratujących innym dorobek całego życia jak i właśnie życie. Oczywiście „ratowanie” kota, który uciekł staruszce na drzewo należy do innej kategorii.

Na pierwszy ogień

Zaczynamy od samouczka. I wcale nie chodzi o to, że nie pamiętamy o NIE gaszeniu oleju wodą. Bo pamiętamy, prawda?

Samouczek jest zabawny i nie przesadnie długi. Zapoznamy się ze sterowaniem jak i niezbędnymi narzędziami do pracy. Bo przecież nie tylko gaśnica i wąż strażacki jest na wyposażeniu. Zostaniemy poinstruowani jak wybijać okna, korzystać z wysuwanej drabiny, ratować ludzi, jak i zrozumiemy ryzyko kłębiącego się dymu oraz czekające na nas inne niebezpieczeństwa. Dzięki temu nauczymy się podstaw jak i najlepszego sposobu radzenia sobie z każdym pożarem.

Fabuła? Jest zbędna

Gra nie ma fabuły, nastawiona jest na wykonywanie konkretnych celów. Wraz z ich wykonywaniem wzrasta nasz postęp. Otrzymujemy mapę z zaznaczonymi miejscami potencjalnego zagrożenia. Większość jest zablokowana i wraz z ukończeniem innych, dostępnych, zostaje odblokowana. Tak więc, im więcej zrobimy misji, tym więcej odblokujemy.

Jednak zanim przystąpimy do działania, możemy zdecydować czy ruszamy prosto z jednostki czy od razu zacząć z miejsca akcji. Do tego możemy wybrać jeden z pięciu wozów strażackich. Na początku oczywiście jesteśmy ograniczeni, jednak jak zawsze wraz ze zdobytym doświadczeniem odblokowują się następne wozy. Warto wspomnieć, że są to licencjonowane wozy strażackie Rosenbauer America, w tym TP3 Pumper czy platforma hydrauliczna T-Rex. Do tego nie mogło zabraknąć również sprzętu z branży pożarniczej od Cairns, MSA G1 SCBA i HAIX.

Będąc na miejscu przygotowujemy się do akcji. Niezależnie czy to jest płonąca budka z kebabem, czy dom, goni nas czas. I to dosłownie! Im szybciej zakończymy akcję, tym więcej punktów otrzymamy. Jednak samo gaszenie to nie wszystko. Ratujemy też uwięzione osoby, które nie mogą same wydostać się z płonącego budynku. Gra podpowiada nam o naszych celach, jak np. wyłączenie źródła prądu, czy o kolejnym poszkodowanym. Na pewno nic nam nie umknie.

Po zakończonej akcji pojawia się krótka informacja o punktacji. Otrzymujemy punkty za czas przejazdu, czas akcji czy też za uratowanie poszkodowanych. I to tyle. Wydaje się nudne i powtarzalne? Skądże!

Mogło być lepiej

Każdą misję możemy rozegrać solo wraz ze AI lub z maksymalnie trzema innymi osobami. Wszak sztuczna inteligencja pozostawia tu wiele do życzenia, to nie jest tragicznie. Jednak musimy pamiętać aby zlecić wykonanie konkretnego zadania, ponieważ inaczej panuje zasada „jeden robi, reszta się patrzy”. Po zleceniu zdań robią swoją robotę, pomimo absurdalnych rzeczy w międzyczasie jak wchodzenie w ogień. I oczywiście też, menu kołowe służące do wydawania rozkazów potrafi poirytować.  Tak więc jako dowódca musimy uzbroić się nie tylko w ochronne ubranie ale i cierpliwość.

Model jazdy nie gra tu pierwszych skrzypiec co da się odczuć na pierwszej przejażdżce. Co prawda fajnie jest jechać i robić łiiijuuu, łiiijuuu, ale samo prowadzenie jest trochę drętwe. Do tego drogi są dość puste i pędząc wozem strażackim możemy ciągle jechać lewym pasem, nawet jak prawy jest wolny. Kilka spotkanych samochodów „słysząc” nas od razu staje na środku drogi i wręcz przeszkadza. Ale to akurat jest realistyczne 😉

Zapomniałam dodać, że wyświetla nam się mała mapka która służy za nawigację do miejsca akcji. Jest to pomocne, ponieważ liczy się każda sekunda. Tak,  jak już wcześniej wspomniałam, im szybciej dotrzemy na miejsce, tym więcej dostaniemy punktów.

Oprawa audio-wizualna

Zaskoczyło mnie, jak dobrze wygląda ten symulator. Wszak nie jest to tytuł, który powoduje opad szczęki, jednak jak wiemy, symulatory potrafią wyglądać… kiepsko. Tutaj, jest inaczej. Tytuł prezentuje się dobrze, a animacje wody jak i ognia nie wyglądają na sztuczne. Zadymione pomieszczenia, gdzie widoczność jest mocno ograniczona przytłaczały, co w tym znaczeniu wypada bardzo dobrze.

Jeśli chodzi o dźwięk, również i w tym przypadku twórcy się spisali. Szum wody, trzaski palącego się drewna, walące się fragmenty budynku. To wszystko jest nieodłącznym elementem symulacji pożaru. Jedynym dziwnym, ba, irytującym później dźwiękiem był krzyk naszej postaci, gdy chociaż trochę dotknął nas ogień. Początkowo wydawało się to nawet śmieszne, jednak stało się dość irytujące.

Grając na Xbox One X da odczuć się różnicę, nie tylko graficznie ale pod względem płynności rozgrywki jak i czasów ładowania. Podczas gdy na Series X już w mgnieniu oka zostałam wczytana, to musiałam cierpliwie poczekać na wczytanie z One X aby zacząć wspólnie rozgrywkę w tej samej chwili. Jeśli chodzi o płynność, to tylko czasami podczas jazdy zdarzają się przycinki, zarówno na Series X jak i One X. Będą w trakcie akcji nie doświadczyłam niczego podobno.

Podsumowanie

Firefight Simulator – The Squad może nie jest idealny ale za to świetnie ukazuje to, na czym powinniśmy się skupić, czyli gaszeniu pożarów i ratowaniu poszkodowanych. Mankamenty w postaci sterowania pojazdem, czy zmuszaniu reszty zespołu do pracy, są wynagrodzone świetną zabawą. Dzięki tej grze, każdy może zostać strażakiem, nawet gdy jest to tylko wirtualny odpowiednik.

Firefighting Simulator – The Squad znajdziecie w Microsoft Store w cenie 137,49 PLN.

Recenzja powstała na bazie własnej kopii gry.

 

7,5

 

Autor wpisu:

Katarzyna Pruska

Katarzyna Pruska

Przygodę z grami zaczęłam od Commodore 64 – dzięki starszemu rodzeństwu. Fanka dużych produkcji w 4K ale także indyków. Z „Zielonymi” od 2013r. GT: John McC1ain007

Promocje Xbox od CDKeys

Najnowsze wpisy, które warto zobaczyć: