Fade to Silence to najnowsza produkcja od studia THQ Nordic na konsole. Czy gra ma szansę podbić serca graczy? Sprawdziliśmy to!
Twórcy obiecująca nam wyjątkową surwiwalową przygodę w prokapitalistycznym świecie. Słowa te zwiastują więc doskonale spędzony czas przy konsoli. Jednak w moim przypadku raczej daleko było do takiego stanu, a złożyło się na to wiele czynników…
Jak w skrócie można opisać kształt naszej rozgrywki? Bardzo dużo chodzimy, zbieramy surowce, polujemy, czasem walczymy i rozmawiamy z potencjalnymi przyszłymi towarzyszami. Robimy generalnie wszystko, aby przeżyć w zamarzniętym, postapokaliptycznym świecie. Ponadto nasza postać będzie nieustannie nękana głosami złowrogiej postaci.
Walka oraz poruszanie się
Rozbijmy tytuł na najważniejsze elementy i przeanalizujmy je krok po kroku. Jeżeli chodzi o poruszanie się pieszo, to te nie odbiega w żaden sposób od jakiejkolwiek innej, współczesnej produkcji. Jest wygodnie i intuicyjnie. Sztucznie zaś wykonuje się skoki. Ten pierwszy będziecie mogli oddać jeszcze w fazie treningu. Już wtedy odczułem sztywność wykonywanych przez postać ruchów.
Zdecydowanie więcej złego dzieje się za to w trakcie walki. Do dyspozycji oddano nam dwa rodzaje ataku. Mocniejszy, wymagający więcej czasu, oraz szybszy ale i zarazem lżejszy. Jak wiadomo, aby wykonać skuteczny cios, musimy dobrać odpowiedni moment, najlepiej po kontrze. Jednak tutaj nie zawsze jest na to zasada. O ile to jest dobre, tak wrażenia psuje ogólna drętwość, powtarzające się ruchy oraz kondycja naszego bohatera. Oczywistym jest, że dobrze wykonany unik wymaga idealnego refleksu, a w Fade to Silence nawet to może nie pomóc. I nie chodzi już o to, że wymagana precyzja jest wysoka, ale zwyczajnie to, że Ash, w którego się wcielamy, męczy się w zatrważającym tempie. Każdy ruch kosztuje go energię. W zdecydowanej większości przypadków próby zrobienia przewrotu kończyły się fiaskiem. Zupełnie zero reakcji na klikane przyciski. Przyczyna? Wyczerpana kondycja.
To bardzo szybko stało się powodem narastającej irytacji. Problem można już dostrzec nawet poza pojedynkami, gdzie Ash jest w stanie wykonać cztery fikołki na krzyż, a i tak ten ostatni robi już resztkami sił. Jest to jedna z większych bolączek tej gry, bo przecież, to jeden z kluczowych elementów rozgrywki.
Zbieranie surowców
Jak przystało na grę survivalową, nie mogło tego zabraknąć. Zbieractwo będzie jednym z naszych głównych zajęć. Co prawda w późniejszym etapie zdobędziecie sanie, które pozwolą się poruszać znacznie szybciej, to przedtem sporo się nachodzicie. Sporym ułatwieniem może być tryb zmysłu, który pozwala podświetlić pobliskie rośliny, zwierzęta i tak dalej.
I tutaj też są mniejsze lub większe zgrzyty. Głównym jest spora powtarzalność i mocno ograniczona baza surowców. Dostrzec można też ułomność systemu polowania, tego jak na sztywno został on zaprogramowany. Przykładowo, renifera upolujemy jedynie z łuku. Nawet nie myślicie, że uda Wam się ubić go siekierą. Ta mu nic nie zrobi! Te zwierzęta, chyba z zamysłu miały na tyle zgrabnie przed nami uciekać, by ich nie dało się w taki sposób zaatakować. Ja natomiast spotkałem się z sytuacją, gdzie renifer się zaklinował o… sam nie wiem o co.. Może o krzak lub powietrze? Nie mam pomysłu. W każdym bądź razie biegł dosłownie w miejscu, a kierowane w jego kierunku ciosy nic mu nie robiły.
Także albo będziecie polować zgodnie z wizją twórców, albo wcale. Bardzo fajnie zaś jest to, że odkryte tereny mogą pomóc nam przeszukiwać nasi towarzysze. My zaś musimy tylko pamiętać, że każdego z nich musimy wyżywić.
Rzemieślnictwo
Okej, zebrane materiały trzeba jakoś wykorzystać, więc możemy przejść do stworzonej w tym celu zakładki. Standardowo wykonamy tam między innymi zbroję oraz broń. Tutaj też szału nie ma. Po pierwsze nasz plecak jest stosunkowo niewielki i trudno zrobić większe zapasy, aby móc stworzyć nieco więcej pożądanych przedmiotów. Natomiast proces ich tworzenie również pozostawia sporo do życzenia. Sporo tu klikania. Zapomnijcie o tworzeniu wielu takich samych rzeczy za jednym kliknięciem. Będziecie musieli naciskać przycisk tyle razy, ile chcecie coś wytworzyć.
Nie popisali się też tu programiści odpowiedzialni za skrypt wyposażenia. Tak naprawdę nie zrobicie nic z pełnym plecakiem. Gra będzie twierdziła, że plecak jest pełny i nie ma w nim miejsca na np. wytworzony pancerz, pomimo tego, że miejsce na niego zrobią wykorzystane surowce. Słabo.
Dźwięk oraz grafika
Każdą powierzoną nam grę testujemy w systemie dźwięku 5.1. W tym przypadku jeżeli chodzi o ten aspekt, nie udało się odczuć wysokiej głębi dźwięku. Z resztą cała produkcja jest dosyć niema. Mimo to z tak ekstremalnych warunków panujących w grze, można było wycisnąć zdecydowanie więcej, korzystając przy tym z wyższej jakości dźwięku.
Grafika za to nie należy wprawdzie do najgorszych. Przyznać muszę, że jest całkiem przyjemna dla oka, a obszerny krajobraz potrafi zrobić wrażenie. Fajnie, że postarano się o taki detal, jak ugniatający się pod nogami śnieg. Ten efekt wygląda naprawdę przyzwoicie. Niestety, na Xbox One X nie zobaczycie tu żadnego natywnego 4K czy też HDR. Nie sądzę, aby nie było to niemożliwe.
Podsumowanie
Podsumowując, Fade to Silence, to ciekawy pomysł na grę. Zabrakło natomiast dobrego wykonania. Niedociągnięć i absurdów jest na tyle dużo, że wielu może odpychać od dalszej zabawy. Mi, pomimo wielu prób i godzin, nie udało się dotrwać do końca. Jest to produkcja przeznaczona dla tych najbardziej wytrwałych i być może nie wymagających aż tak wiele pod względem technicznym. Gra jest dostępna z polskimi napisami, a w Microsoft Store przyjdzie nam za nią zapłacić 199 złotych. Choć nie jest to wygórowana cena, to mogłoby być nieco lepiej.
Jeżeli zastanawiacie się nad zakupem tego tytułu, to nie będę tego odradzał, ale chyba jednak warto poczekać na jakaś solidną promocję, lub mieć nadzieję, że pojawi się na przykład w ramach Xbox Game Pass.
Grę do recenzji dostarczyło: Dead Good Media
Plusy
- Grafika
- Rozmiar świata
- Polskie napisy
Minusy
- Tworzenie przedmiotów
- System walki
- Sztywne animacje
- Niedociągnięcia