Call of Duty: Vanguard. Recenzja

Podziel się z innymi!

Facebook
Twitter
Email
Reddit
WhatsApp

Tegoroczna odsłona tak naprawdę nie wnosi nic nowego do serii. To dobrze nam znany Modern Warfare w szatach drugowojennych, tylko momentami gorzej wykonany. Niemniej, nadal można tu się nieźle pobawić.

Nie miałam żadnych oczekiwań co do Call of Duty Vanguard, a beta nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. No i pojawiające się tam błędy nie polepszały sytuacji. Do tego okrojone tryby i wyposażenie nie pomagały wstrzelić się w rozgrywkę. Jak wiadomo, to tylko beta więc była szansa na poprawę jakości z nadzieją, że takowa będzie. Czy była? O tym przeczytacie poniżej.

Kampania fabularna

Alternatywna historia, prawdziwa czy na nowo pisana? Prawda leży gdzieś po środku, jednak znajdziemy tu postacie inspirowane tymi prawdziwymi, które zapisały się na kartach historii II wojny światowej.

Po upadku Berlina a także samobójstwie Hitlera, Herman Freisinger planuje jeszcze odwrócić losy wojny. Pokazana jego postać w licznych przerywnikach filmowych daje do zrozumienia wzorowanie go na szefie Gestapo – Heinrichu Müllerze, który był bezpośrednio odpowiedzialny za zbrodnie popełnione właśnie przez Gestapo podczas wojny. Freisinger staje się naszym przeciwnikiem i celem.

Nasi bohaterowie próbują powstrzymać zbliżający się projekt Feniks. Jednak fabuła ukazana jest w większości jako retrospekcja ich działań w trakcie wojny. Pratagoniści są przesłuchiwani, co sprowadza ich do licznych wspomnień. Przemiennie ukazane postacie walczą w Stalingradzie, na Pacyfiku czy Afryce Północnej. Różnorodność środowiskowa, narracja i ścieżka dźwiękowa sprawia, że momentami czujemy się jak w filmie. Pełne przeciwników walki nie są niczym nowym w grze a misje zahaczają o monotonię. Jednak każdy z czwórki bohaterów, ma swoje pięć minut w grze w różnym środowisku.

Polina Petrova to rosyjska snajperka więc nie trudno tu doszukać się inspiracji Ludmiłą Pawliczenko. Była najskuteczniejszą snajperką, która odznaczyła się 309 śmiertelnymi trafieniami dla Związku Radzieckiego. Kolejną inspiracją był Charles Upham, który jako jedyny żołnierz II Wojny Światowej został odznaczony dwukrotnie Krzyżem Wiktorii (pochodził z Nowej Zelandii). Jednak w grze został przedstawiony jako australijski piechur, Lucas Riggs, co wzbudziło kontrowersje przed premierą gry. Natomiast Sidney Cornell, odznaczony medalem za Wybitne Zachowanie podczas kampanii w Normandii był wzorem dla postaci Artura Kingleya w grze. Ostatnim bohaterem naszej gry jest Wade Jackson. Czuje się lepiej w powietrzu niż na lądzie, a wzorowany był na lotniku marynarki wojennej Vernonie L. Micheelu. Odznaczony został za nadzwyczajne bohaterstwo w operacjach przeciwko wrogowi podczas pełnienia funkcji pilota pokładowego samolotu zwiadowczego.

Cała kampania, jak to już bywa jest dość krótka. Próbuje trzymać się realiów drugiej wojny jednak na potrzeby rozrywki zaimplementowane zostały elementy, które mogą psuć immersję z gry. Wprowadzenie Volkssturmgewehra, broni, która przeznaczona była dla oddziału Volkssturmu, czyli osób w wieku pozapoborowym, którzy nie otrzymali umundurowania a jedynie opaski była ciekawym dodatkiem. Ale podświetlanie wrogów, czy skakanie po murze i dachu jak w Assasin’s Creed nie oddaje charakteru tamtych wydarzeń. Jedni będą zadowoleni w mieszanie tego, inni niekoniecznie.

Tryb wieloosobowy

Tak naprawdę przygodę w Call of Duty Vanguard zaczęłam od multika. Kampania ciekawiła mnie, ponieważ czasy drugiej wojny światowej i cały arsenał mocno mnie interesuje. Na ironię, nie było to w czasach szkolnych, gdzie by się ten zapał przydał a dopiero stało się to jakiś czas temu, gdy zaczęłam oglądać Poszukiwaczy historii, History Hiking jak i Tank Huntera (polecam Wam obejrzeć te ciekawe materiały). Tak więc wskoczyłam na żywioł do rozgrywki wieloosobowej. A tam praktycznie nic się nie zmieniło. Wygląd menu jest nam dobrze znamy, więc szybko się tam odnajdziemy.

W dniu premiery otrzymaliśmy dostęp do wielu znanych trybów jak Deathmatch Drużynowy, Zabójstwo Potwierdzone czy Umocniony Punkt ale i nowych – Patrol i Wzgórze Mistrzów. Wszystkie te tryby możemy rozegrać na 20 mapach, z pośród których tylko cztery są dostępne dla nowych trybów. A co tam się dzieje? Dokładnie to, co zawsze czyli niezła jatka. Wszystko dzieje się szybko, typowy run and gun. Jeśli ktoś woli inny styl gry, twórcy udostępnili możliwość tej zmiany w wybranym przez nas trybie gry. Możemy zatem wybrać styl taktyczny, szybki czy też szturmowy. W zależności od naszych wyborów na mapie pojawimy się pośród konkretnej liczby osób. Niekiedy losuję się spora mapa, gdzie gramy 6v6 więc robi się naprawdę taktycznie.

Jeśli chodzi o nowe warianty gry, wprowadzają małą nowość, która może się spodobać. Patrol, to taki zmodernizowany Umocniony Punkt, który się przesuwa po mapie. Naszym zadaniem jest oczywiście poruszać się wraz ze strefą i jej bronić. Co prawda grozi to flankowaniem lub zabiciem przez czekające osoby na poruszającej się ścieżce. Natomiast Wzgórze Mistrzów jest przeznaczone dla ośmiu małych, dwu lub trzyosobowych drużyn, które stają naprzeciw sobie. Jednak to nie tylko sama walka ale i taktyka, ponieważ dostajemy możliwość np. dokupienia poziomu zdrowia dla całej drużyny, czy innych ulepszeń.

Sama gra w Multi nie różni się zbytnio od tej nam znanej z Modern Warfare, ponieważ zrobione zostało na tym samym silniku. Ruch, podnoszenie broni czy jej przeładowanie jest takie same, co mnie ucieszyło. W końcu w MW mam rozegranych ponad 1200h, gdzie nadal regularnie gram ze znajomymi. Tutaj, jednak momentami wygląd map nie jest taki, jaki bym się spodziewała. Jednak postawiona poprzeczka w Modern Warfare nie została pokonana. Niektóre tekstury wyglądają po prostu gorzej. Jeśli chodzi o glicze także się zdarzyły ale c’man to Call of Duty, zawsze jakieś się pojawiają. Ważne, aby nie przeszkadzały nam w rozgrywce.

A jeśli ta nam wyjdzie dobrze, możemy zostać docenieni i trafić do głosownia na najlepszego zawodnika meczu. Każde spotkanie kończy się animacją dla najlepszych trzech graczy, za największą liczbę zabójstw, headshotów czy przejęć punktów. Oddając swój głos, dostajemy dodatkowe punkty doświadczenia a gdy gracze wybiorą nas na MVP,  dostaniemy kolejne. Fajnie się ogląda przez pierwsze kilka meczy jednak potem zupełnie nudzi. Najgorsze jest to, że nie możemy pominąć tej celebracji. Mam cichą nadzieję, że zostanie to zaimplementowane, ponieważ po prostu tracimy na to czas. Trzeba dać szansę każdemu. Ile razy można siebie oglądać na podium? 😉

Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie

Od razu przyznam, że nie jestem zagorzałą fanką zombie w Call of Duty. Pograć pogram, ale nie rwę się do tego w porównaniu do wielu graczy. Jakoś nigdy nie zrozumiałam fenomenu tego trybu ale pomimo tego, chętnie sprawdziłam co nieco. I to dosłownie co nieco, ponieważ twórcy nie zaoferowali nam pełnego doświadczenia z umarlakami a cała kampania fabularna będzie dostępna dopiero w grudniu. Co prawda jest co robić, ponieważ otrzymaliśmy trzy misje do wykonania ale tak naprawdę kończą się dosyć szybko i pozostaje nam tylko ich wznawianie. Fakt, z każdym etapem zombie są silniejsze ale nadal wykonujemy te same zadania. Klasycznie wybijamy umarlaki przemieszczając się do wyznaczonego miejsca. Jest mrocznie ale nie przesadnie. Pomimo, że nigdy ten tryb mnie porywał, to tym razem naprawdę przyjemnie się grało. I już ciekawa jestem tego, co dostaniemy w grudniu.

Operatorzy i ich bronie

Czym byłby tryb wieloosobowy Call of Duty Vanguard bez wyboru operatorów? Nie mogło tego zabraknąć więc otrzymujemy ich cały tuzin. Oczywiście na początku, gdy tylko zaczynamy przygodę, mamy wszystkich zablokowanych. Aby ich odblokować musimy sprostać przeróżnym wyzwaniom, np. zabić konkretną liczbę wrogów za pomocą karabinu szturmowego. Każdy operator to inne wyzwanie ale grając normalnie, nawet bez starania się, większość sama się odblokuje. Jedynie zniesmaczyło mnie wyzwanie zabicia 100 wrogów leżąc, ponieważ nakłania nas do kampienia czego nie toleruję. Tak naprawdę część operatorów jest znana z kampanii, o ile najpierw ją przejdziemy. Standardowo, ja jako wychodząca poza wszelkie normy, zaczęłam od d…rugiej strony.

Na początku zablokowane mamy również uzbrojenie ale możemy skorzystać z gotowych zestawów w pierwszych meczach. Tak więc mamy do odblokowania karabiny i pistolety maszynowe, strzelby, ręczne karabiny maszynowe, karabiny wyborowe i snajperskie a także pistolety i tarczę bojową wraz z nożem. Standardowo, w każdej broni możemy zamontować nowy wylot lufy, celownik czy inny sprzęt poprawiający szybkość jak i celność. Łącznie możemy dodać do broni 10 elementów, które pomogą nam w bliższych czy dalszych starciach.

Dodatkowo są granaty czy inne taktyczne doposażenie jak granat wykrywający czy stymulant (w formie strzykawki), przywracający zdrowie po zwarciu z wrogiem. Natomiast dzięki ulepszeniom polowym możemy np. rozstawić osłonę czy zakłócić działanie wrogiej mini mapy. Nie mogło zabraknąć jakże nieodłącznych atutów. Do każdego zestawu broni możemy przypisać trzy, które pomogą nam szybciej biegać, umożliwią noszenie dwóch głównych broni czy pozostanie niewidocznym dla wrogich radarów. Oprócz tego, nie mogło zabraknąć nagród za serię zabójstw, która potrafi siać spustoszenie na mapie. Zabijając wrogów jeden po drugim, możemy osiągnąć serię, dzięki której uruchomimy wcześniej przez nas ustawione wspomniane nagrody. Może to być zwiad, który pokaże wrogów na mini mapie, psy bojowe czy też pironautę , który posiada dodatkowy pancerz i miotacz płomieni. Wtedy to już każdy wróg ucieka gdzie pieprz rośnie.

Podczas starć zobaczymy częściową destrukcję budynków, jednak nie ma co oczekiwać tej rodem z Battlefielda. Tutaj spotkamy raczej coś mniejszego, a mianowicie wiele drewnianych elementów, które z łatwością się rozbiją. Nie polecam także się za nimi chować, bo jak wiadomo, pociski przebiją drewno i będzie po nas. Jak już wspomniałam, nagrody za serię zabójstw sieją spustoszenie i to dosłownie. Wszystko się trzęsie, do tego pełno unoszącego kurzu uniemożliwia dostrzeżenie zagrożenia ale to i tak w najlepszym wypadku, bo przecież mogliśmy zostać trafieni bezpośrednio wrogim nalotem.

Podsumowanie

Każdy tryb należałoby osobno podsumować i ocenić. Call of Duty Vangurad ma swoje plusy jak i minusy jednak jako całość, te tryby wypadają nawet nieźle. Kampania jest dobra, jednak zabrakło w niej mocnego wejścia jak w misjach Modern Warfare i to dosłownie. Umiejętna ucieczka od trzymania się sztywno wydarzeń drugiej wojny światowej w swoich ramach czasowych udała się, co nie powinno budzić zastrzeżeń do tego zobrazowania. Niestety zdarzają się absurdalne momenty ale bez nich tak naprawdę to nie było Call of Duty. Są pewne nieodłączne elementy towarzyszące nam w rozgrywce, które były są i zapewne będą także w kolejnych częściach.

Oprawa graficzna w kampanii jest naprawdę ładna a przerywniki filmowe wyglądają niesamowicie. Jednak szkoda, że niektóre mapy w trybie wieloosobowym budzą pewne wątpliwości co do ich wykonania, niemniej wygląd broni, czy przeładowanie oddaje ten wyjątkowy charakter walki.

Jednak w taką grę nie gra się samotnie. Jeśli macie takich znajomych, z którymi można czasami rozumieć się bez słów, ta gra będzie dobrą zabawą nawet, gdy niechcący strzelicie im w tylną część ciała.

Recenzja powstała na bazie własnej kopii gry. Testowaliśmy na konsoli Xbox Series X i LG Oled C1

Plusy

  • Ciekawa fabuła
  • Oprawa graficzna w fabule
  • Wygląd broni i ich animacje przeładowań
  • Grywalne postacie z fabuły w trybie wieloosobowym
  • Głosowanie na MVP meczu

Minusy

  • Dość krótka kampania
  • Niektóre mapy są gorzej wykonane
  • Niepełny tryb Zombie
  • Brak możliwości pominięcia celebracji MVP
7,5

 

Autor wpisu:

Katarzyna Pruska

Katarzyna Pruska

Przygodę z grami zaczęłam od Commodore 64 – dzięki starszemu rodzeństwu. Fanka dużych produkcji w 4K ale także indyków. Z „Zielonymi” od 2013r. GT: John McC1ain007

Promocje Xbox od CDKeys

Najnowsze wpisy, które warto zobaczyć: