Alan Wake po 11 latach ponownie powraca do Bright Falls. Jak dziś sprawdza się odświeżone wydanie gry?
Alan Wake w 2010 roku podbił serca graczy Xbox 360, a niedługo potem, bo rok później także tych PC. Korzystając z nieporównywalnie większej mocy współczesnych konsol, twórcy coraz częściej decydują się wydać swoje tytuły w odrestaurowanych wydaniach. Tak też teraz jest w przypadku Remedy Entertainment i Alana Wake’a.
To doskonały moment do sentymentalnej podróży i zobaczenia gry takiej, jaką ją zapamiętaliśmy. Wtedy, kiedy to nie oprawa graficzna grała pierwsze skrzypce. Miło w tym przypadku jest o tyle, że cena, jaką nam przyjdzie zapłacić za tegoroczne wydanie jest więcej niż uczciwa – bowiem przyjdzie nam zapłacić niecałe 100 złotych.
Ci, którzy wychowywali się i grali na konsolach za czasów ery Xboksa 360 z pewnością doskonale ten tytuł i historię znają. I w sumie mógłbym sobie odpuścić jakiekolwiek wstęp na tej płaszczyźnie, jednak pozwolę sobie na kilka słów skierowanych dla tego młodszego pokolenia graczy, których ta gra zwyczajnie mogła ominąć, a oryginalna wersja działająca w ramach wstecznej kompatybilności wydaje się (moim zdaniem błędnie) zbyt mało atrakcyjna i przestarzała.
W kilku słowach skrótu, nasz tytułowy bohater jest pisarzem, który właśnie przeżywa okres kryzysu twórczego. W poszukiwaniu natchnienia, wraz z żoną wyjeżdża daleko od tętniącego życiem miasta, gdzie każdy go jest w stanie rozpoznać. Wybór pada na domek w Bright Falls. To tam Alan miał odetchnąć i zacząć pisać.
Jednak sielanka nie trwa długo. Na miejscu szybko dochodzi do sprzeczki pomiędzy nim a Alice, czyli kobietą jego życia. Parę chwil po tym ta znika bez śladu wskakując do jeziora, a życie pisarza staje się horrorem, który on sam napisał. Czy uda mu się odnaleźć zaginioną żonę? Odpowiedź na to pytanie poznacie już w samej grze.
Jest to historia o niepowtarzalnym, mrocznym i psychologicznym klimacie. Tytuł ten docenią nie tylko fani thrillerów. I tutaj czas postawić fundamentalne pytanie: czy warto jest zagrać w remaster gry?
Tak jak już wspominałem na pewno zachęca dobra cena i fakt, że w niej zwarte są dwa dodatki, które oryginalnie były dostępne osobno. Ale czy tak samo zachęca sposób, w jaki wykonano te wydanie?
Warto tu też zaznaczyć, że mamy do czynienia z remasterem, a nie remake’iem. Oznacza to, że gra nadal bazuje na swoim oryginalnym silniku i mechanice, a zmienia się jedynie jakość tego co widzimy i słyszymy. Przede wszystkim poprawie uległa rozdzielczość gry, która została podniesiona do 4K oraz fps’y, których tutaj mamy 60.
Różnice są wręcz ogromne i widoczne na pierwszy rzut oka. Oczywiście nie mogłem nie porównać ze sobą obu wydań. Sami tylko spójrzcie, jak to wygląda:
Gra stała się znacznie bardziej wyraźna dzięki lepszej rozdzielczości, czego dopełniają ulepszone tekstury obiektów. A mrok spowija otoczenie jeszcze lepiej. Zmiany są też mocno widoczne za dnia, gdzie żadne detale nie ukryją się w ciemnych zakątkach:
Zdecydowanie mocne odświeżenie przeszły przerywniki filmowe. Tutaj gra prezentuje się jeszcze lepiej. Jest kinowo, mamy grę światła. Uwierzcie mi, że jeżeli macie w nawyku przewijanie cutscenek, to tutaj tego nie zrobicie. Mają w sobie to coś.
Jedyne do czego można by się w nich doczepić, to mimo jeszcze lepiej dopracowanych twarzy postaci, mimika nie stoi na zbyt wysokim poziomie i odrobine odstaje od całej reszty. To jednak jest właśnie fakt tego, co mówiłem przed chwilą. Takie są uroki remasterów.
Starzy wyjadacze powinni być więc zadowoleni z efektów, zaś Ci grający po raz pierwszy będą mogli delikatnie momentami odczuć powiew nieco starej mechaniki, co totalnie nie przeszkadza. Dla mnie jako fana gry, te wydanie było pozycją obowiązkową i choć nie żałuję ani jednej wydanej złotówki, tak mam pewne spostrzeżenie i niedosyt. Otóż zauważyłem pewien paradoks.
Mianowicie choć tegoroczne wydanie ma dodatkowe ulepszenie dla konsol Xbox Series X|S (w ramach Smart Delivery), tak nie obsługuje Quick Resume ani nie ma implementacji obrazu HDR. A przypominam, że jest to gra, która właśnie gra światłem. Przemierzamy czarny las z latarką w ręce, rzucamy race. Tylko sobie pomyślcie ile tutaj mógłby wnieść HDR. Ile więcej detali w czerniach i bielach moglibyśmy odkryć.
I tak jak remaster tych rzeczy nie ma, tak oryginalny Alan Wake z 2010 roku posiada Quick Resume oraz tryb Auto HDR. Co prawda nie jest on zaimplementowany w sposób natywny, tak jednak w jakiś sposób go mamy i szkoda, że zabrakło tego teraz.
Prawdę mówiąc jest to jedyna rzecz, do której mógłbym się przyczepić. Przede mną jeszcze oba dodatki i tryb audio komentarza, który jest tutaj nowością. Biorę więc w dłoń termos z kawą, latarkę wraz z zapasem baterii i idę dalej przed siebie.
Grę Alan Wake Remastered kupicie w Microsoft Store w cenie 99,99 złotych.